Relacja: Warsaw Black Voices Festival
Warsaw Black Voices Festival
Negura Bunget
Saltus
Abusiveness
Din Brad
7.10.2011 – Warszawa, Klub Progresja
Na koncert dotarłem zwyczajowo około godziny 20 i ku mojemu zdziwieniu, drzwi na salę były zamknięte a klub, można by powiedzieć, że świecił pustkami. Było może około dwudziestu luda i wszystko to wyglądało bardzo smutno. Najsmutniejsze było jednak to, że koncert miał się zacząć o 19 a rozpoczął grubo po 20. Całość opóźnienia dobiła do prawie 2h kiedy przyszło do gwiazdy wieczoru. Moja irytacja była znacząca już na początku a potem na scenę wyszedł Din Brad. Może by i pasowali na festiwal muzyki ludowej regionu rumuńskiego ale co oni robią na takim koncercie? Dwie panienki i „postawny” pan. Obie próbowały śpiewać a jedna robiła tło na klawiszach. Pan natomiast, wybijał plemienne rytmy na bębnie. Trwało to może ze 20-30 minut i było to o 20-30 minut za długo – wzmogło to jedynie moją irytację. Przerwy pomiędzy kapelami były wyjątkowo długie. Tym bardziej, że zespoły były praktycznie ustawione a najdłużej trzeba było czekać na rozpoczęcie wnoszenia sprzętu. W każdym razie, na scenę wyszło Abusiveness i tu się zaczęły schody.
Ja nie wiedziałem, że muzyka metalowa jest w naszym kraju tak popularna, że organizator wystawia na sali ludzi, którzy zabraniają zrobić głupiego zdjęcia aparatem kompaktowym tudzież nagrać filmu w celach promocyjnych. Zdarzyło mi się to dosłownie po raz pierwszy odkąd noszę aparat na koncerty (czyli około 3 lata)… Owszem, na Dimmu Borgir w ogóle nie wolno było wnieść aparatu ale skoro nikt na to nie zwraca uwagi przy drzwiach to o co chodzi? Równie dobrze, mogłem zrobić kilka fotek „potajemnie” ale wnerwia mnie takie podejście do tematu więc zespoły nie będą miały żadnego materiału promocyjnego.
Anyway. Abusiveness widziałem wielokrotnie na żywo i to sprawdzona marka. Mimo średniego nagłośnienia, występ przeleciał płynnie. Tego wieczora, cały klub jak i zespoły ogarniał wszechobecny marazm. Wszystko działało na zwolnionych obrotach a koncerty nie miały w sobie należytego ładunku energii. Myślałem, że sytuacja poprawi się podczas występu Saltus, jednak nonszalancja wokalisty była zadziwiająca. Mimo solidnego występu i naprawdę niezłego materiału pod względem koncertowym, pauzy pomiędzy utworami zaczęły wywoływać negatywne emocje, mówiąc delikatnie. Ja rozumiem wziąć łyk piwa albo co ale zespół zwyczajnie wykazał się ignorancją w stosunku do publiczności.
Według rozpiski od organizatora, Negura Bunget powinni wyjść na scenę o 21.40 i grać 90 minut. Koncert zaczął się prawie o 23.30! Ich muzyka jest bardzo specyficzna co przekłada się na walenie w deskę i dęcie w jakieś trąby i ciężko było to zdzierżyć po takiej ilości negatywnych doznań. Gitarowe momenty były ciężkie i wybrzmiały zadziwiająco dobrze ale na te długie wprowadzenia zwyczajnie nie miałem już siły. Dobre wokale i niezły klimat, mogły się podobać ale całość została zniszczona przez fatalną organizację. Ile Rumuni grali nie wiem, ponieważ po 24 wybyłem z klubu. Po całym wydarzeniu nazwanym hucznie „Warsaw Black Voices Festival” pozostał jedynie niesmak. Stwierdzam, że był to organizacyjny niewypał. Lajtowe podejście w pewnych kwestiach nie jest wskazane a tu odniosłem wrażenie, że nikt nie przejmował się zupełnie niczym. W związku z tym uważam, że 50 zł to dość wygórowana cena za bilet na taki koncert. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że była ona podyktowana wysokimi wymogami Negura Bunget albo odgórnie liczono na małą frekwencję. Było minęło i mam nadzieję, że więcej taka sytuacja się nie powtórzy. Jeszcze 5-6 lat temu nie był bym zdziwiony ale dawno nie byłem na takim koncercie…