Recenzja: Angrrsth – Donikąd
Na Angrrsth natrafiłem całkiem przypadkiem i miło zaskoczony polskim wokalem, postanowiłem zanurzyć się w „Donikąd” raz po raz i jeszcze wiele razy. Potem okazało się że wydawcą jest nie kto inny jak Grzegorz z Godz Ov War. Toruński hord w tańcu się nie pierdoli i atakuje na ogół agresywnie i wulgarnie. Bez pardonu rozbija marzenia senne i na jawie przenosi nas w bardzo klimatyczny, black metalowy odmęt. Uwielbiam takie tematy. Stosunkowo prosty i przewidywalny koncept łączy się melodyjnymi powtórzeniami tworząc bardzo spójny album. Nie umiem powstrzymać się od skojarzeń z Furia. Pewnie dlatego też przyswajalność tego materiału jest tak wysoka. Podobno lepiej przyswajamy rzeczy, które już znamy. Żadne to uchybienie czerpać z tak zacnej formuły. Podobieństwa jednak nie są dosłowne. Torunianie, na ogół, odmiennie budują melodie i są bardziej bezpośredni. „Donikąd” brzmi bardzo dojrzale. Brzmienie jest pełne i wyjątkowo selektywne a to nie jest oczywiste, że w XXI wieku coś wybrzmi tak naturalnie i profesjonalnie.
Jeśli nie obce są Wam takie hordy jak Non Opus Dei, Odraza czy wspomniana już – Furia to musicie łyknąć Angrrsth. Wchodzi lekko – wręcz przebojowo. Potem niejednokrotnie kołacze się po głowie. Przyjemnie się do tego wraca. Trochę jak powrót do domu z odległej wyprawy… Wszystko jest na swoim miejscu, jest nam dobrze znane. Jest to jedna z tych płyt, którą można puścić w tle ale i przesłuchać w całości w skupieniu. „Donikąd” niesie głębokie pokłady klimatycznego black metalu. Kąsa i wprowadza w trans. Bardzo wartościowa rzecz na polskiej scenie bm. Polecam.
4+/6
Ciało me wklęte
Niebiański pogrzeb
Niech się zaprze samego siebie
A czego tu się bać?
Pierwszy jest strach
Niebyt zmyślony
Ostatni akt