Black Thrash Over Europe 2011
AURA NOIR
WITCHMASTER
BLOODTHIRST
EMPHERIS
DEADLY FROST
11.09.2011 – Warszawa, Klub Progresja
To była zła noc w Warszawie! To była piekielnie zła noc! Na ziemię zstąpił nie święty Lucyperus i począł brać byka za rogi. Wygrał bez większego problemu zaczepiwszy swój niesławny hak w kręgosłupie zebranych wyznawców jaskrawego jak noc – ognia. Zmrok otulił miasto kiedy do klubu wstąpiłem mą nogą niegodną acz złaknioną herezji i audiowizualnych bluźnierstw. Zarzuciwszy oczami po części barowej, wtargnąłem na hulającą w tą i nazad, część koncertową. Tam już, niczym rock’n’rollowe tornado, szalał warszawski Empheris. Jako, że trafiłem jedynie na 3 nie święte kompozycje, nie mogę się wypowiedzieć – do końca obiektywnie. Pewne jest to, że ta muzyka na żywo jest opętana przez moc, która każe zebranym patriotom, machać rytmicznie łbem. Bardzo koncertowe hordy uprzykrzały nam tę noc! Mimo lakonicznego poruszenia na scenie, muzyka naciskała raźno swym butem na zebranych. Na swój sposób melodyjnie i z jajem. Mocny punkt wieczoru ale ciężko było o słabe natenczas. Sound nie był zbytnio selektywny ale słup światła generowany przez Empheris mnie oślepił a cover Venom pod tytułem „Countess Bathory (Seek And Destroy version)” zabił!
Dzięki organizacji spełniającej normy UE, nie trzeba było czekać godzin aby oczy cieszyć Bloodthirst’owym fraszem. Tutaj brzmienie upodliło się jeszcze bardziej. Jako, że stałem z lewej strony, która nagłaśniała gitarę prowadzącą to co nieco schwytałem w me szczypce. Nie było jednak łatwo, lekko i przyjemnie. Chłopaki zlewali się w całość i często było ciężko coś wyłapać. Łeb mi urwał tytułowy „Bloodthirst” i to tyle moich uniesień. Ambiwalentne uczucia zaposiadłem podczas tego występu jednak to co wydarzyło się potem zmyło grymas z mej facjaty i raz na zawsze utwierdziło mnie w przekonaniu o zawziętości i dużej klasie zespołu Witchmaster. Jad spłynął ze sceny i przetopił nogi aż do kolan, zebranym maniakom. Entuzjazm publiki względem zespołu nie słabnął ani przez chwilę a młyn pod sceną osiągał momentami spory rozmach. Jeśli mowa o kompozycjach tej kapeli to większość z nich zyskuje status kultowych już momencie wyplucia na krążek, także nie można było narzekać na brak klasyków. Z godnych wspomnienia były „Masochistic Devil Worship”, „Satanic Metal Attack”, „Two-Point Suicide” czy „Fuck Off And Die”. Po każdym numerze, cała sala skandowała: Witchmaster, Witchmaster… Występ nie ustępował wiele gwieździe wieczoru a i nawet brzmienie zyskało nieco bardziej ludzki wymiar. Wszystko stało się bardziej czytelne i furiastyczne. Było wyjątkowo źle w dobrym tego słowa znaczeniu. Po wielkim zamiataniu przyszła pora na ostatnią przerwę.
Jako element nadrzędny występu – z baru przytargano około 20 browarów zlanych w plastikowe kubki. Stanęły one dumnie na poboczu sceny aby gasić pragnienie Norwegów. Było one na tyle duże, że materiał rozchodził się przez cały czas trwania napierdalania (i to dość szybko). A te było bardzo konkretne. Z czystym sumieniem stwierdzam, że Aura Noir to koncertowy potwór. To machinarium do mielenia kości i plucia nimi w twarz! Panowie zgwałcili konkretnie mój ośrodek słuchowy i sprawili, że wróciła mi wiara w black’owy thrash metal. Nie jest to mój ulubiony gatunek jeśli chodzi o studyjne dokonania ale byłem pewny, że na żywo mnie zabiją i tak też się stało. Przed zbrodnią nie powstrzymało ich nawet unieruchomienie Aggressora na krześle na kółkach z racji „wypadku”, którego doznał jakiś czas temu (spadając/skacząc z 4 piętra budynku). Kiedy dostrzegłem owo krzesełko, pomyślałem że chłopaki zagrają akustycznie ale figa. Podłoga się roztwarła i piekło stanęło sztywne niczym pal i ciupagą łoiło po głowach. Żywa energia jaka biła ze sceny, wprawiła mnie w trans. Mimo oszczędności w wyrażaniu emocji, muzycy musieli być zadowoleni z przyjęcia a publika z koncertu. Ekspansja tej potęgi sięgała sufitu. Zespół wie czego chce i z takim potencjałem może osiągnąć wszystko. Wspaniały koncert pod alkohol, pod konkretny headbanging i jednocześnie pod kontemplację czarnej sztuki. Frekwencja mizerna ale widywałem gorszą. Ludzie jednak nie zawiedli i dali kapelom powód i chęć do kontynuowania swoich bluźnierstw. Wspaniały koncert, który długo będzie odbijał się echem po mej czaszce. Kto nie był, ten śmierdząca lama!
PS. Niedługo klipy z koncertu!