Recenzja: Hell United – Abhorrence Majesty
HELL UNITED
Abhorrence Majesty (2011) mcd
Polska, Butchered Records, Black/Death Metal
Nazwa Hell United od dawna kołacze mi się po głowie jeno nigdy nie doszło do konfrontacji. Słuchając nowego mcd „Abhorrence Majesty” mogę stwierdzić, że trochę szkoda. Jest to szaleńcza muzyka rozwijająca bluźnierczą tematykę i paląca za sobą, nie tylko mosty. Hell United jest ucieleśnieniem tego o co chodzi w metalu. Są ekstremalni, źli, plują bluźnierstwami w lirykach i zatrzaskują wnyki na nogach wiernych! Przede wszystkim, brzmi to bardzo wiarygodnie i spójnie w swoim koncepcie. Profesjonalizm rzuca się w uszy przez całe (niestety tylko) 24 minuty. To jest dobry zespół aby wprowadzić się w odpowiedni, niszczycielski nastrój. Kompozycje nie są nadto rozciągnięte w czasie i nie są też specjalnie charakterystyczne. Są spójne a spoiwem jest sam anholi Satanas. Przejdźmy do konkretów. Podobają mi się wstawki molestowania dziewic, które zespół bogato eksponuje w „…And Heavens Wept”, podoba mi się klimat gitar i trochę już oklepane (ale zawsze) zatrzymania. Niektóre riffy żywo przywodzą na myśl dokonania Behemoth (a może powinienem napisać – Lost Soul?) ale nie jest to bardzo natrętne. To już wokal bardziej ciśnie się w uszy Nergalem. Szczególnie przy wspomnianych zatrzymaniach (w połowie „New Fuhrer” dajmy na to). Jednakże, skoro mamy adekwatny w formie i jakości, rozpierdol – to jakoś się tym nie przejmuję. Nie oczekuję po takim graniu jakiegoś nowatorskiego podejścia do tematu. Oczekuję, że poczuję się jak w czasach kiedy rozpoczynałem przygodę z metalem, kiedy nie istniało piractwo w internecie i z wielkim bólem ale i ogromną satysfakcją zdobywało się kasety ekstremalnych kapel. Takie właśnie uczucie wzbudził we mnie Hell United. Wybaczam im nawet tą „hollywoodzką” nazwę zespołu bo podoba mi się coraz bardziej. W tamtych czasach, Tarnowianie byli by niezłą perełką. Aktualnie też się bronią ale od tamtego momentu, wiele dobrego zostało zrobione w gatunku black/death metalu. Czasem wspomnienia biorą jednak górę, stąd moja – niebywale doskonała – przygoda z „Abhorrence Majesty”.
Polecam po stokroć bo ci panowie są wielce obyci we władaniu mrocznym, potępieńczym klimatem. Chwilowe zlewanie się gitar zwalę albo na moje wysłużone słuchawki albo na karb undergroundowego klimatu. Tak czy inaczej, wychodzi in plus. Najsłabszym elementem wydaje się być perkusja gdyż trochę przynudza – zbyt często podąża z przytupem na jedno kopyto. Za dużo old skula w old skulu, jednak przeżyłem bo donoszę o moich masturbacjach ze „Wstrętnym Majestatem”. Bardzo trafny tytuł swoją drogą. Czekam na pełną dwójkę!
Posłuchaj: “…And Heavens Wept”