HATE
TRAUMA
CRIONICS
DEVILISH IMPRESSIONS
NAUMACHIA
NUUMAK (Ita)

10.05.2008
Warszawa – Progresja


Dnia 10 maja miałem względnie koncertowy nastrój co zwiastowało całkiem udany wieczór wśród znanych nazw polskiej sceny metalowej. Niestety nie obeszło się bez pewnych niedogodności fonicznych ale o tym za chwilę. Koncert był obstawiony dość tłumnie ale czy mogło być inaczej patrząc na zestawienie kapel? Nie dziwił widok wielu młodokrwistych, żądnych krwi maniax oraz tej „dojrzalszej” części kontemplującej w zadumie i niekiedy z wyrazem zrozumienia na twarzy kiwających z głową na widok dobiegający z małej sceny, warszawskiej Progresji. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Cały koncert począwszy od włoskiego Nuumak na Traumie kończąc był nagłośniony bardzo nie wyraźnie. Instrumenty grające ważniejsze partie w danych momentach, zwyczajnie zlewały się ze sobą. Nie wspominając, że wokal zostając w tyle dawał odbiorcom wielkie pole do popisu – czyli uruchomienia pokładów wyobraźni. Niuans ten znacznie pogorszył odbiór koncertu jako ciekawej całości. Ukazał też jak istotną rzeczą jest conajmniej poprawne nagłośnienie wszystkich instrumentów. Co z tego, że kapela generuje piekielną ścianę dźwięku jak nie można nic z niej wyłowić? Wolę już w takim wypadku posłuchać studyjnego krążka na przyzwoitym odsłuchu bo wiem co tak na prawdę zespół chce przekazać i nie muszę się domyślać jakie melodie właśnie do mnie docierają. Na Hate było trochę lepiej (szczególnie jeśli chodzi o wokal) jednak moja frustracja nie została tego wieczora spacyfikowana a nie muszę mówić do czego prowadzi spiętrzenie się negatywnych emocji? No właśnie.

Jeśli chodzi o zespół Nuumak to mówiąc brutalnie, mógłby wcale nie wychodzić na scenę. Pomijając już bliżej nie określonej orientacji, klawiszowca, który ewidentnie prezentował sobą postawę emo w najmroczniejszym i najbardziej true – wydaniu jakie widziałem w tym roku oraz wokalistę, który wyglądał jak skrzyżowanie członków Rage Against The Machine i Linkin Park to przez sam styl jaki sobą chłopaki reprezentują ciężko mi zrozumieć ich obecność na Rebel Angels Tour 2008. Cóż to było, spytacie? Mroczniejsza wersja Korn (przynajmniej wizualnie) i to tyle. Zero czegokolwiek ciekawego. Melodie dla nastolatków wychowanych na MTV, brak jakiejkolwiek techniki i brutalności. Jednym słowem – już od wejścia przerwa na browar.

Naumachia zagrała bardzo solidnie ale powyższe problemy dźwiękowe nie chciały odpuścić a mi się zwyczajnie nie chciało słuchać czegoś co nie brzmi przynajmniej na poziomie względnej przyswajalności. Występ bez większych ekscytacji. Poza melodyką, która może niektórym wpadać w ucho nie było tam nic więcej. Zespół z płyt słucha się w porządku ale tylko tyle – natomiast występ był poniżej poziomu „w porządku” bo po 1) ktoś to źle nagłośnił, po 2) ich kompozycje nie są wybitnie koncertowe.

Na szczęście na scene wyszło sporo ciekawsze Devilish Impressions. Ich występu byłem najbardziej ciekawy tego wieczora a to ze względu na progres jaki wypracowują z płyty na płytę. Pierwszoplanowe klawisze trochę psuły im szyki ale na pewno były dobrze słyszalne. Był to obok Trauma, występ wieczoru i mimo, że tych drugich nie słuchało mi się z taką przyjemnością jak kiedyś to sam repertuar i profesjonalizm zrobił swoje. Devilish jest dużo bardziej koncertowym bandem niż poprzednicy ale i tak ich studyjne dokonania na konkretnym nagłośnieniu robią większe wrażenie niż przy nędznym wyważeniu podczas tego gigu. Wróżę tym chłopakom świetlaną przyszłość jeśli będą robili postępy w takim tempie jak obecnie. Ciekawe aranżacje klawiszowe, zdecydowanie sprawdzają się w koncertowej scenerii a dobre brzmienie przetrąciło by kolana napaleńcom pod sceną.

Crionics interesowało mnie od strony technicznej. Byłem ciekaw jak takie „Neuthrone” prezentuje się na żywo bo jeśli chodzi o płytę to było lepiej niż dobrze. Niby się nie rozczarowałem ale nie było to coś co by mi się śniło po nocach. Dobra rytmika i ciężar gwarantowały przednią zabawę tym co już w amoku, okupowali fosę. Ten występ mógł się zdecydownie podobać. Mnie denerwował znikający w tle wokal więc cieszyć się tym w pełni nie dałem rady.

Trauma, jak już wspomniałem, zagrała zawodowo ale jakoś bez polotu. Nie było w tym emocji, które towarzyszyły koncertom kilka lat temu. Repertuar był dobrany bardzo dobrze a łączone kompozycje wpłynęły bardzo korzystne na dynamikę występu. Może to było moje zmęczenie tudzież zmęczenie materiału jednak miałem nie odparte wrażenie, że występ został zwyczajnie odegrany. Bez pasji i polotu i mimo profesjonalizmu i dobrej playlisty, odczułem niedosyt. Czasowo też zamykało się to w dość ubogim przedziale więc o rewelacji nie mogło być mowy.

Na koniec pozostała nam „myśl przewodnia” trasy, czyli warszawskie Hate. Pod sceną się zakotłowało a występ był przekrojem przez stosunkowo nowsze wydawnictwa z naciskiem na świeże „Morphosis”. Chłopaki zagrali we trzech ale mimo wszystko ognia im nie zabrakło. Co by o nich nie mówić to prezentują pewien poziom poniżej, którego nie schodzą. Martwi jednak tak znaczące odcięcie się od starych wydawnictw. Głowy nie dam ale nie wydaje mi się bym słyszał coś poniżej „Awakening Of The Liar”. Nie liczyłem może na „Satan’s Horde” ale takie „Sectarian Murder”… Ciężko było. Trochę bardziej selektywnie też jednak widziałem Hate zbyt wiele razy by się unosić nad ich występami, tym bardziej, że nie posłuchałem żadnych „staroci”. Na poziomie i na temat ale za mało przeszłości.

Koncert mogę zaliczyć do udanych bo nie przeleciał mi przed oczami szybciej niż film z życia ale tak nędzne nagłośnienie popsuło mi humor i całą przyjomność z obcowania z muzyką tego wieczora. Wielka szkoda bo sam pomysł trasy i jej realizacja trzymała wysoki poziom. Żarty żartami ale krew mnie zalewa kiedy czasem przychodzi mi czekać pół godziny aż jeden zespół posprząta graty a drugi je rozłoży i się ustawi. Ciekawie spędzony wieczór – to na pewno.

Autor: Rimmön