Shadow Of The Emissaries’ Curse Tour 2008
IMMOLATION
MELECHESH
GOATWHORE
SICKENING HORROR
+ CENTURION
6.04.2008
Warszawa – Progresja
Godz. 19.00 / Bilety: 55 / 65
Dzień 6 kwietnia na długo zapisze się w koncertowej pamięci Warszawy. Otóż tego dnia zawitała do Progresji legenda amerykańskiego death metalu – Immolation. Ich niepowtarzalnego stylu i brzmienia nie można podrobić. Są inspiracją dla setek kapel a tego dnia dali show jaki ciężko będzie zapomnieć. Szczególnie jeśli jest się tak zapalonym fanem jak ja. Jednym słowem – wielkie metalowe święto.
Impreza zaczęła się o dziwo dość punktualnie i jako pierwsi na scenie pojawili się Centurion. Ich alko-chaotyczny death metal jest bardzo przyjemnym rozgrzewaczem po paru głębszych ale publika była dość oziębła jako, że był to ledwie początek. Poza tym, ludzi nie było zbyt wielu aby wytworzyć jakieś mniejsze piekło pod sceną. Na deser chłopaki zaserwowali cover kapeli Soulburn „Hymn Of The Forsaken”, projektu muzyków z Asphyx. Powolny i ociężały wykurw zdecydowanie mógł się podobać. Cały występ był dość statyczny ale na tym etapie więcej do szczęścia nie było potrzeba.
Po krótkiej przerwie, nadeszła pora na greckie technikalia pod szyldem Sickening Horror. Jedno co jest pewne, to fakt, że chłopaków lepiej się słucha live aniżeli z płyty. Brzmi to bardziej naturalnie i spontanicznie. Dało się jednak zauważyć, że widownia raczej nie była nastawiona na mącenie sobie w głowie połamanymi rytmami i oryginalnymi zatrzymaniami a osoby zorientowane w temacie technical death kontemplowały w zadumie kiwając głową ze zrozumieniem. Na takie granie trzeba było być przygotowanym. Usłyszeć można było na prawdę kawał ciekawej inwencji twórczej, która winna być lepiej nagłośniona ale mi osobiście – fanowi technicznej strony death metalu – sprawiła dużo frajdy.
Po słonecznej Grecji na scenę wytoczyła się apokaliptyczna horda z USA ochrzczona z polskiego „Koziąkurwą” czyli szaleńcy z Goatwhore! To był drugi najlepszy występ tego wieczora. Istna orgia i piekło na ziemi. Doskonały kontakt z publiką i żywiołowość Bena Falgousta II mogła by góry przenosić. Oj nieczęsto się widzi by ktoś miał taką prezencję sceniczną i dawał z siebie tyle zajebistej energii. Niech mi ktoś powie, że muzyka w tej dziedzinie jest najważniejsza. Ten człowiek to połowa scenicznego sukcesu Goatwhore! Drugą połowę tworzy genialnie – koncertowa muzyka. Nie ma nic lepszego niż esencja black/death’n’rollowego klimatu, który hektolitrami wylewał się z ich show. Tak, to nie był koncert tylko show. Jeśli chcecie spróbować poczuć chociaż część tego klimatu, zapraszam do działu MetalTV gdzie znajduje się jeden z ich przebojów – „Sky Inferno”. Występ petarda, dający kopa w twarz i wynoszący pod sufit wszystkich maniaków ekstremalnych dźwięków podanych w tak finezyjny i atrakcyjny sposób. Działo się!
Występ kolejnej gwiazdy wieczoru nie pochłonął mnie tak samo jak Goatwhore ale trzeba przyznać, że po takim huraganie, ciężko się szybko otrząsnąć. Czas przy Melechesh minął mi bardzo lekko i przyjemnie na kontemplowaniu ich występu. Dla nie wtajemniczonych – chłopaki grają ciekawe połączenie black / death metalu w „mezopotamskich klimatach” mówiąc slangiem. Innymi słowy – ich muzyka szeroko inspirowana jest ową, starożytną krainą. Jest to dość oryginalna tematyka gdyż Melechesh współtworzy ją głównie z Absu w chwili obecnej. Jest to takie mityczne połączenie Enslaved, Nile i Rotting Christ. Połączenie zacne i niesamowicie klimatyczne. Występ – pełen profesjonalizm o czym możecie osobiście przekonać się w świetnym „Apkallu Counsel”, które pozwoliłem sobie nagrać podczas koncertu w Progresji a zespół pozwolił mi opublikować (MetalTV).
Nie kwestionowaną gwiazdą wieczoru była nowojorska legenda death metalu czyli Immolation. Czapki z głów! Do tej pory z tuzów takiego grania, których jestem fanatycznym wyznawcą udało mi się zobaczyć np. Cryptopsy i występ byłby miazgą gdyby nie tragiczne nagłośnienie Proximy więc powiedzenie „zobaczyć Cryptopsy i umrzeć” ewoluowało w stronę Immolation ale ich nawet nie śniłem zobaczyć. Tym razem się nie zawiodłem. Mimo, że wokal mógłby być nieco lepiej wyeksponowany to nie brakowało mi w tym występie absolutnie nic. Profesjonalizm Ross’a i lekki styl gry Roberta sprawił, że chłopaki dali show jakiego długo nie zapomnę. Słowa tego nie wyrażą – to trzeba było zobaczyć. Pod sceną kocioł był niesamowity. Widać, że zastępy ludzi, które dotarły na ten gig doskonale rozumiały o co chodzi w Immolation. Niewielu było takich, którzy stali beznamiętnie jak słup soli. Ta muzyka, mimo że ciężka i ekstremalna, potrafi znaleźć zrozumienie i posłuch u wielu osób. Tak właśnie tworzą się legendy. W czasie show dało się słyszeć takie hity jak „Swarm Of Terror” czy oczywiste „Father You’re Not A Father”. Z ostatniego krążka poleciał „World Agony” i były też tak zacne flashback’i jak „Immolation” z „Dawn Of Possession” czy „Burn With Jesus” z „Here In After”. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że to jeden z lepszych koncertów jakie mi było dane ostatnio widzieć. Jedyne do czego mogę to porównać to przykrótki koncert Enslaved w 2006 roku. Wielkie metalowe święto a ten rok ma obfitować w więcej takich wydarzeń. Na myśli mam choćby Napalm Death, Suffocation, Cult Of Luna, Dying Fetus, Unleashed, Krisiun i kilku gigantów podczas urodzin Vader w sierpniu. Będzie się działo!
Autor: Rimmön