ANIMA DAMNATA
CHRIST AGONY
SALTUS

26.01.2008
Warszawa – Depozyt 44


Depozyt 44 jest stosunkowo nowym klubem na koncertowej mapie Warszawy. Jako, że nie miałem jeszcze okazji zwiedzić tego miejsca, byłem podwójnie ciekawy tego wieczora. Wrażenia wizualne klubu są średnie. Z zewnątrz – biały budynek na górce, w środku – dość obskurny i prosty wystrój rekompensowany jest w miarę wygodną “poczekalnią” pod postacią miękkich kanap i foteli. Klub duży nie jest ale znowu klaustrofobii ciężko się nabawić. Pytanie jest jedno i zasadnicze. Czemu praktycznie wszystkie kluby metalowe w Warszawie muszą wyglądać jak opuszczony magazyn czy squot? Ja rozumiem – klimat, podziemie… no ale w porządku – nie dla klubu się tam pojawiłem.

Pomijając już tradycyjne, półtora-godzinne opóźnienie – po rozpoczęciu gig’u okazało się, że Teratosis na scenie nie zabłyśnie. Saltus wyjechał bardzo konkretnie i pomimo nie domagającego brzmienia pokazali klasę. Swoją drogą, brzmiało to jak brzmiało a po nich było już tylko gorzej. Świetne zmiany tempa, partie melodyjne i rytmiczne i co najważniejsze – płynne przejścia powodują, że jest to zespół wybitnie koncertowy. Łyknąłem ich bez bólu i bez popitki. Nie często da się słyszeć tak energiczną i wciągającą sztukę jak ta w wykonaniu Warszawiaków. Zleciało to nie wiadomo kiedy a publika chciała jeszcze. Wcale się nie dziwię, bo mnie te dźwięki pozamiatały. Zespół prezentuje się na scenie bardzo pewnie i zdecydowanie wie co robi!

Po przerwie nastąpiły małe roszady i tak oto swe miejsce na scenie zajęło Christ Agony i był to najgorzej brzmiący zespół tego wieczora. Nie wiele zmieniał fakt wszech obecnych hiciorów pokroju “Moonlight”, które to jest pozycją obowiązkową i mocno kultową na rodzimej scenie koncertowej. Rozpoznawać utwory z reguły się dało (te bardziej znane). Tych mniej znanych tudzież mi nie znanych, poznać się nie udało. Perkusja zagłuszała wszystko co tylko mogła. Gitary gdzieś tam buszowały w tle a wokal zwyczajnie się ulotnił. Dramat niczym na Cryptopsy w Proximie. Miejsce odsłuchowe miałem dość optymalne jak na rozmiar i budowę klubu a więc pozostaje obwiniać majstrów od nagłośnienia bo w tym wypadku dali ostro ciała. Nie pomagały nawet interwencje w sprawach balansu głośności itp. Widać, pan / panowie mieli własną, zagłuszoną wizję, której nikomu nie pozwolili zburzyć. Jeszcze słowo o występie. Otóż sprawiał on wrażenie mocno poszarpanego. Od wolnych, rytmicznych kompozycji poprzez piekło do ponownych zwolnień. Nie wiem czy to w pełni kwestia nagłośnienia czy coś jeszcze ale ciężko mi znaleźć jakieś większe atuty tego występu (poza znanymi kompozycjami). Po takiej przerwie w koncertowaniu, tak chujowe nagłośnienie koncertu może ostro wkurwić fanatyków tego zespołu.

Na samym końcu została nominowana na gwiazdę wieczoru – Anima Damnata. Posunięcie z leksza dziwne ale, że nie wiem czym spowodowane to nie będę się nadto wywnętrzał. Jedno jest pewne – znaczna część widowni przyszła właśnie na Christ Agony a po ich występie czy nawet pod koniec poczęli opuszczać klub. Z jednej strony zrobiło się luźniej ale z drugiej… kurwa toż to Anima Damnata! Jak ktoś chciał wytrzeć zębami trotuar to powinien się pofatygować stricte na szoł tej wrocławskiej hordy. Na szczęście kilku maniax broniło swojego pole position tylko, że to co wytworzyli to nawet nie był przedsionek piekła. Próbowali i dobrze ale ten zespół winien powodować młyn w lżejszej odmianie cyklonu tudzież porządnej burzy tropikalnej a tu ledwie zamrzyło. Na domiar złego, brzmienie wciąż dalekie było od ideału. Na szczęscie można już było bez większego wysiłku rozróżniać kompozycje co możecie też sprawdzić w dziale “Metal TV” gdzie znajdują się 4 kawałki nagrane przeze mnie właśnie podczas tego gig’u. Co by nie mówić – jest to formacja wybitnie koncertowa a zło bijące z wokalu i “kontaktu z publiką” Necrosodomic Corpse Molestatora sprawia, że trzewia się gotują i samoczynnie próbują ujrzeć światło dzienne. Zło i perwersja!

Koniec końców, koncert zaliczam do udanych. Mimo pewnych uchybień dźwiękowych, występy Saltus i Anima Damnata były warte zobaczenia a “atrakcje” kulturalno-społeczne nieustannie poprawiały mi nastrój więc czegóż chcieć więcej? Ogółem – pozytyw.

Autor: Rimmön