NAPALM DEATH
SUFFOCATION
WARBRINGER
MOTHRA

01.06.2008
Warszawa – Progresja


Taki dzień dziecka nie zdarza się często a wieczór 01.06.2008 był zaiste jedynym w swoim rodzaju, wielkim metalowym świętem. Jedno czego jestem pewien po tym wieczorze, to że jeśli się chce i potrafi to można dobrze nagłośnić koncert. Wszystkie zespoły zabrzmiały wręcz perfekcyjnie – studyjnie a niektóre nawet lepiej. Byłem wpiekłowzięty, że mogę się delektować takimi kapelami, które były w świetnej formie a przy okazji wybrzmiały idealnie i selektywnie.

Gdy dotarłem do klubu to Mothra właśnie zaczynała swój popis. Chłopaki grają ciekawe i złożone połączenie Mathcore’a, który niekiedy wpada w zwyczajny hc ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Jestem fanem grania w stylu The Dillinger Escape Plan, Psyopus czy The End więc przyjąłem Mothra z otwartymi ramionami. Trzeba przyznać, że niektóre patenty i przejścia mogą spokojnie konkurować z kompozycjami wyżej wymienionych. Leniwa publiczność nie przeszkodziła w żywym przekazie tej muzyki. To ważne, że muzycy angażują w to co robią mimo, że publiczność pokazuje im przysłowiowy, środkowy palec i nawet stopą nie kiwnie. Widać jednak było, że wielu jest nastawionych wyłącznie na gwiazdy wieczoru i w dupie mają co się dzieje naokoło. Dobre wyważenie zwolnień i ociężałych sieknięć pozwoliła mi dobrze poczuć tą muzykę. Zdecydowanie in plus.

Przerwa przed Warbringer trwała dokładnie jedną kolejkę po browar czyli wszystko było nieźle wyważone, a że ludzi było od cholery to cieszyła dobra i profesjonalna organizacja. Amerykanów z Warbringer znałem tylko z nazwy a to co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Chłopaki grają bardzo żywiołowy i dynamiczny, old school’owy thrash metal i robią to na prawdę wyśmienicie. Świetny kontakt z publiką, ultraszybkie tempa i świetne brzmienie sprawiło, że pod sceną się zakotłowało. Takie kawałki jak „Total War”, „Systematic Genocide”, „At The Crack Of Doom” czy „Instruments Of Torture” robią na żywo – piorunujące wrażenie i porywają swoją rytmiką. Po Suffocation był to najlepszy występ tego wieczora.

Po krótkiej przerwie na scenie zobaczyliśmy mistrzów z Suffocation. Zespół został przyjęty po królewsku i także też był traktowany w przerwach kawałków. Frank Mullen nie krył zaskoczenia i był wpiekłowzięty tym jak warszawska publika ich przyjmowała. Co do samego występu to mam ogromnie mieszane uczucia bo… nie wiem czy nie przebił on nawet doskonałego występu Immolation! To było poprostu doskonałe. Zgranie, brzmienie, kontakt z publiką na najwyższym poziomie i rozmówki Mullena w jego stylu sprawiły, że ten gig był wyjątkowy. Jedna wielka, piekielna dywersja soniczna i tyle w tym temacie. Kto nie zna twórczości tej ledendy niech się do tego nie przyznaje a znawcom tematu, takie tytuły jak: „Catatonia”, „Infecting The Crypts”, „Thrones Of Blood”, „Liege Of Inveracity”, „Brood of Hatred” czy „Pierced From Within” powinny powiedzieć wszystko. Perfekcja! Dodajmy do tego nowsze „Souls To Deny”, „Abomination Reborn”, „Entrails Of You” czy na sam koniec, genialne: „Bind, Torture, Kill”. Zabrakło mi słów. Do tej pory mam ciary jak sobie przypominam to co się działo tego dnia. Zresztą sam Mullen stwierdził, że byliśmy najlepszą publiką z całej trasy i obiecał jednocześnie, że po nagraniu nowej płyty, nad którą zaczynają właśnie prace – wrócą do nas i powtórzą to piekło. Już się nie mogę doczekać! Bez wątpienia najlepszy death metalowy gig obok Immolation, jakie dane było mi widzieć.

Mimo upału panującego w klubie, wszyscy byli entuzjastycznie nastawieni na występ ostatniej gwiazdy wieczoru. Napalm Death dał bardzo żywiołowy i profesjonalny pokaz brytyjskiej szkoły death / grindu. Jak na zespół z 26 letnim stażem – wcale tego po nich nie widać. Zaznaczę, że nie jestem wielkim fanem ich twórczości ale należy im się ukłon za konsekwencję i determinację w szerzeniu ekstremy na scenie. To co mnie specjalnie nie porwało, mówiąc delikatnie to polityczne / moralistyczne pogadanki Barneya pomiędzy kolejnymi kawałkami. W moim odczuciu muzyka powinna zostać apolityczna ale wiadomo, że dla każdego, muzyka jest czymś innym i każdy chce przez nią wyrażać coś innego. Jednak polityka i problemy społeczne to nie moja tematyka w metalu. Widownia nie mogła być rozczarowana zestawieniem setu tego wieczora. Pomijając nowosze dzieła ze „Smear Campaign”, słyszeliśmy też starsze, pokroju: „Scum”, „Unfit Earth”, „It’s A! M.A.N.S. World” czy legendarne „Suffer The Children”. Nie zabrakło też coveru Dead Kennedys – „Nazi Punks Fuck Off”. Pod sceną było piekło, na sali było piekło. Nie było czym oddychać, lał się pot a ze sceny brytyjczycy strzelali Napalmem. Jednym słowem Hell on Earth! Kilkaset osób, które nawiedziło tego wieczora Progresję, było umordowanych ale wszyscy, którzy przeżyli mieli uśmiech na twarzy. Profesjonalna realizacja i doskonałe nagłośnienie tego gigu sprawiło, że 1 czerwca 2008 roku przeszedł do metalowej historii i będzie swoistym odnośnikiem do którego przez długi czas będzie się porównywać inne koncerty.

Autor: Rimmön