Relacja 19.10.2012 – Paradise Lost + Soen

PARADISE LOST
Soen

19.10.2012
Warszawa, Klub Progresja

Paradise LostParadise Lost to zespół wyjątkowy pod wieloma względami. Do dziś wspominam ich koncert w warszawskiej Proximie 9 lat temu czyli jakby nie było w 2003 roku. Ścisk był niemiłosierny ale doznania egzotyczne. Jako, że tegoroczny gig miał się odbyć w większym klubie, miałem nadzieję na jakiś audio-wizualny orgazm. W trakcie miotały mną różne odczucia. Nie ukrywam, że dominowało wkurwienie ale była też nostalgia i takie tam. Pokolei jednak…

Soen to wspaniały zespół. Jestem wielce dumny, że jakiś czas temu odkryłem ich album “Cognitive”. Mieszanka Tool’a, Anathemy i tym podobnych doskonale sprawdza się tak na żywo jak i w domowym zaciszu. Co ważniejsze , przyprawili mnie o ciary na plecach a więc jest nieźle. Ich barwna i dość emocjonalna muzyka często migruje w różne kierunki. Czasem oferując konkretny łomot by potem zatopić się w swym jestestwie. Można porozmyślać ale i pomachać głową. Zadowalające brzmienie ze znikającym wokalem było również powszechne podczas występu Paradise Lost.

Paradise LostPrzerwa nie należała do najkrótszych ale w końcu Holmes i spółka zaszczycili zebranych swoją obecnością. Od początku aż po kres ich scenicznego randez-vous w Warszawie, widać było że byli mocno zorientowani na nowe kompozycje. Publika podeszła do nich chłodno, mówiąc delikatnie i nawet sam Nick po zapowiedzi kolejnego utworu “Tragic Idol” zareagował “oh, come on”. Totalny brak entuzjazmu zestawiony z radością w stosunku do starszych kompozycji był bardzo zauważalny. Nie wiem czy z tego wynikało zblazowane zachowanie Brytyjczyków ale nie znalazłem w nich oczekiwanego zaangażowania i pokładu energii jaki bije z ich wydawnictw. Co gorsze nawet te wybiórczo odegrane starocia nie należały do wybitnie chwytliwych czy “popularnych”. Oczywiście kwestią gustu jest co się komu podoba ale przy zespole z takim potencjałem koncertowym i tak potężną dawką hitów, ciężko zrozumieć dobór setlisty.

Paradise LostNawet nie chodzi o same tytuły bo te na pierwszy rzut oka prezentują się godnie lecz według mnie, słabo ze sobą współgrają. W połączeniu z nie najlepszym brzmieniem, zbyt tłustą perkusją i wokalnym ograniczeniem – fajerwerków nie było. Ciężko mi to nawet nazwać solidnym występem. Było po prostu dobrze i nic ponad to. Po takich odczuciach, 90 zł zdaje się być dość wygórowaną ceną ale wiadomo, status zespołu wymaga zwiększonego nakładu finansowego. Najjaśniejszymi punktami programu były “Say Just Words”, “One Second”, “Soul Courageous” i oczywiście “As I Die”. Poza tym doswiadczylismy 4 kompozycji z nowego krążka, które swoją drogą, nie przekonały mnie do sięgnięcia po niego (“Tragic Idol”, “Fear Of Impending Hell”, “In This We Dwell” oraz “Honesty In Death”). Pozostałe to “Embers Fire”, “Erased”, “Widow”, “Enchantment”, słaby “Praise Lamented Shade”, “Pity The Sadness”, “The Enemy” czy niezłe “Faith Divides Us – Death Unites Us”. Jak widać zestaw “dziwny”. Duży rozrzut pod wieloma względami… chyba zbyt duży. Sądzę, że z taką statystyką, jestem gotów darować sobie ich kolejną wizytę za 9 lat. Zdecydowanie płyty są ich mocniejszą stroną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *