Metal Attack Tour 2011
INCANTATION
CHRIST AGONY
PANDEMONIUM
RELIKT
02.05.2011, Warszawa – Klub Progresja
Wielki zaszczyt i wielkie metalowe święto stało się dnia 2 maja 2011 roku. Do naszego pięknego – nieco zimowego kraju zawitała legenda i kult podziemny pod postacią Incantation. Było piekło tak jak się spodziewałem a występ ten zaliczam do nad wyraz udanych. Jako, że rozpoczęcie koncertu planowane było na godzinę 19 to o 20, kiedy mym oczom ukazała się Progresja – Relikt już zakończył występ. Chyba dopiero co, bo przyszło mi czekać jakieś 40 minut na Pandemonium. Tragicznie długo a potem wcale nie było lepiej. Nie wiem dlaczego ci ludzie tak bezstresowo podchodzą do tematu. Okej, można się napić w tym czasie ale w ciągu 40 minut to się można nawalić jak meserszmit, co też niektórym doskonale się udało. Oczekiwanie na kolejne kapele było potwornie długie i irytujące. Na szczęście klasowe występy całej trójki, rekompensowały tą niedogodność.
Pandemonium to solidna firma dostarczająca całe pokłady zła i za każdym razem udowadniająca, że na żywo to oni są świetni jak mało kto. Byłem kupiony w mgnieniu oka. Przyzwoite brzmienie i konkretne, nowe kompozycje wylały całe pokłady miodu na me uszy. Wolno czy szybko, nowe czy stare – Pandemonium pozamiatało. Zrobili przy tym niezłą zadymę (dosłownie). Automat zadymiający miał pełne dysze roboty ponieważ cały klub spowiła potężna mgła. W takim klimacie, Paul & Co. dokończyli dzieła i bez wątpienia zagrali mocny koncert – jeno przewietrzyć było trzeba.
Nie inaczej było w przypadku Christ Agony. Widziałem ich nie tak dawno jako support Decapitated podczas Rebellion Tour Vol. II w październiku 2010. Tym razem zagrali bardziej otwarcie i do ludzi. Może z racji tego, że był to bardziej kameralny koncert a może z racji małej sceny ale kontakt z publiką był dużo lepszy. Ta też żywo reagowała na dźwięki płynące ze sceny. To co ucieszyło mnie najbardziej to odegrane na koniec – „Moonlight” – kultowa pieśń Christ Agony, która tak na żywo jak i z płyty, budzi u wielu miłe wspomnienia. Nie obyło się też bez „Eternal Desires”, „Devilish Sad” czy „Inceremonical”. Poleciały same znane hymny i wszystkie, doskonale sprawdzają się na żywo. Mimo kulejącego brzmienia i długiego oczekiwania, był to jeden z lepszych – jak nie najlepszy – koncert Christ Agony jaki widziałem.
Na wieczorne inkantacje przyszło czekać równie długo jak na pozostałe kapele. Ekipa Johna McEntee pojawiła się na scenie dopiero grubo po 23. Organizacja na podle niskim poziomie dała o sobie znać. Ciągnęło się wszystko w nieskończoność ale INCANTATION w końcu wybuchło na scenie. Wybuchło naprawdę mocarnie. Ich walcowata muzyka w połączeniu z przyzwoitym brzmieniem urwała mi łeb. Elementem charakterystycznym był sam wokal, który górował nad muzyką Amerykanów. Był brutalnie-wulgarny i trząsł całym klubem. Zwolnienia tempa, które stosuje Incantation sprawdzają się doskonale podczas takich występów. Poza tym, niezbyt liczebna publika sprawiła, że koncert stał się bardziej personalny i mocny w przekazie. Mimo to, pod sceną rozkręciło się pomniejsze piekiełko. Było świeżo ale i mocno old-schoolowo a widownia nieustannie skandowała nazwę zespołu. Występ cud, miód i metal. Pełna profeska i oddanie podziemnej sztuce death metalu – to reprezentuje sobą Incantation. Oby więcej takich występów! W najbliższej przyszłości pojawią się klipy z tegoż gigu.
Autor: Rimmön