Relacja 29.09.2006
VEDONIST
NEWBREED
ARATHYR
ZERO SIGNAL
29.09.2006
Warszawa – Metalcave
Nie często zdarza mi się bywać na dwóch koncertach w tak krótkim odstępie czasu i to tym bardziej w środku tygodnia pracy. Jednakże jakimś niezrozumiałym zbiegiem okoliczności udało mi się być na obu i nie ukrywam, że jestem z tego powodu zadowolony. Do ciekawostek należy zaliczyć fakt iż była to moja pierwsza wizyta w Metalcave. Mimo, że odbywa się tam dość sporo imprez i koncertów to jakoś nigdy nie zmotywowałem się aby tam dotrzeć. Pierwsze co rzuca się w oczy to niewielkie rozmiary tego metalowego klubu/pubu. Byłem lekko zdziwiony jak na takiej powierzchni można grać koncerty ale postanowiłem poczekać z jakimikolwiek osądami. Ze względu na różne czynniki była to impreza dość kameralna ale to nawet lepiej bo brak klimatyzacji mógłby dać się znacznie bardziej we znaki przy większej frekwencji.
Koncert się mocno opóźnił jak to zwykle bywa przy tego typu imprezach. Koniec końców jednak Zero Signal dotarło na scenę i rozpoczęli swoje szoł. Jako, że nurt melodyjnego death metalu nie jest tym co mnie kręci także postanowiłem nie angażować się zbytnio w ten występ więc słuchając kątem ucha, oddałem się konwersacjom. Swoją drogą dziwnym wydało mi się, że wokalista owej grupy po występie zwinął manatki i wybył z klubu. Wydaje mi się, że zaproszenie do wspólnego koncertu zobowiązuje chociażby do uszanowania innych zespołów i zostania do końca no ale to tylko moja opinia. Występ Arathyr oglądałem także z pozycji siedzącej aczkolwiek w tym wypadku do mych uszu docierały bardziej interesujące dźwięki. Chłopaki prezentują całkiem ciekawy black metal i mimo, że nie jest to nic oryginalnego to pare pomysłowych zatrzymań i zmian tempa mogło się zdecydowanie podobać!
Następnym dwóm występom przyjrzałem się już nieco dokładniej. Byłem bardzo ciekawy jak taki progresywny Newbreed wypadnie live. Przy okazji mogłem w końcu ocenić warunki akustyczne i nagłośnieniowe klubu. Zacznijmy może od tego, że tak w Newbreed jak i Vedonist wokal został kiepsko rozłożony a mówiąc dokładniej – był za mocno rozkręcony (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu). Wracając jednak do występu. Muzycznie, Newbreed wypada naprawdę nieźle. To co mi się rzuciło w uszy to bardzo przyjemnie nagłośniony basik, który jak to w progresji bywa, winien być słyszalnym i łatwo rozpoznawalnym instrumentem. Mimo, że basiście brakuje „trochę” do pana Myung’a to sprawia bardzo obiecujące wrażenie. Solówki mimo, że dość „stonowane” w porównaniu do Vedonist to tworzyły fajny klimat. „Ale” mam zasadniczo jedno. Nie wiem czy było to spowodowane tym wspomnianym nagłośnieniem czy może jakimiś innymi, nie sprzyjającymi warunkami ale czyste wokale Tomka nie sprawdziły się w ogóle podczas tego występu. Miały one może „progresywne” przejawy na początku ale niestety coś nawaliło i później, od strony wydalania dźwięków jamą ustną, było najmniej progresywnie. Nie wiem jak zespół brzmi z płyty także nie będę w tym miejscu oceniał zdolności wokalnych Tomka. Live nie wypadło to zbyt przekonywująco za to znacznie lepiej wypadły partie w których zamiast „czystych” wokaliz nasze uszy zostały potraktowane growlingiem. Muszę przyznać, że takowe partie wychodzą mu znaczniej lepiej ale i tu się pojawia małe „ale”. Pod koniec występu dało się zauważyć, że Tomek opadł z sił i gdzieniegdzie growling przemieniał się w krzyk. Tak czy inaczej, występ mógłbym spokojnie zaliczyć do udanych, tym bardziej, że zostałem poczęstowany dość dobrymi dźwiękami i gdyby występ był czysto instrumentalny to nie mógłbym mieć zastrzeżeń. Jako bonus dostaliśmy dwa covery. Pierwszym z nich był jakiś numer Type O Negative i mimo, że nie jestem fanem tej grupy (co pewnie da się zauważyć po zwrocie „jakiś numer”) to wybrzmiał on całkiem ciekawie. Wpadające w ucho główne motywy spowodowały, że po głowie przeleciała mi nawet myśl czy przypadkiem by się tym zespołem nie zainteresować ale na szczęście szybko mi przeszło. Drugim bonusem był troszkę nie precyzyjnie zagrany ale zawsze cieszący uszy – „Seasons In The Abyss” Slayer. Tym o to miłym akcentem, koncert Newbreed dobiegł końca.
Przyszła i pora na gwiazdę wieczoru (czy raczej nocy) pod postacią Vedonist. Zespół ten raźno wkracza na piedestał polskich kapel technicznych prezentując poziom i ogranie równe wielu zespołom zagranicznym i w moim odczuciu, może z nimi śmiało konkurować. Ich repertuar wypadł nadwyraz dynamicznie i wyraźnie. Jak na tak mały klub, nagłośnienie wypadło naprawdę nieźle – całkiem selektywnie i czytelnie. Mimo iż na początku wydawało się nieco za głośno tak po szybkim przyswojeniu decybeli, było znacznie lepiej. Pomimo wielu nie przewidzianych problemów z kablem od mikrofonu, muzycy nie zwątpili i pociągnęli występ do końca. Poruszenie sceniczne zdecydowanie mogło się podobać. Wokalista kręcił młynki aż miło aczkolwiek potem nie mógł dojść do ładu z włosami co wyglądało mało profesjonalnie (wiem, czepiam się hehe). Instrumentalnie było precyzyjnie i jednolicie. Słuchało się tego bardzo przyjemnie a czas uleciał niepostrzeżenie, nie wiadomo gdzie. Nie można nie wspomnieć o magiku, który w Vedonist pełni rolę gitarzysty solowego. To co wyprawiał, laik nazwałby onanizmem gitarowym ale wg. mnie była to czysta poezja. Solówki spadały niczym grad a biorąc pod uwagę to, że wszystkie instrumenta były nieźle słyszalne � mieliśmy z tego wybuchową mieszankę. Zespół poleciał głównie ze swojego jedynego długograja, którego recenzję można przeczytać w Warheim ale nie omieszkał także zaczepić o swoje pierwsze demo „The First Scream (utowry 4 i 6), które wybrzmiało nieco bardziej thrash metalowo niż „Awaking To Immortality” co świadczy o tym, że zespół jest elastyczny. Na deser dostaliśmy cover Kat � „Odi Profanum Vulgus” co może nie jest najbardziej typowym wyborem dla technicznej kapeli ale w ich wersji wyszło to znacznie ciekawiej niż w oryginale. Reasumując. Mimo, bardzo małego klubu, nagłośnienie mile mnie zaskoczyło. Było w miarę selektywne a przy tym miało przyzwoitego kopa. Gdyby tak jeszcze do dyspozycji oddano klimatyzację to byłaby pełnia szczęścia. W każdym razie zaliczam ten koncert do udanych i mam nadzieję niebawem zobaczyć Vedonist w jakimś znacznie większym klubie.
Setlista Vedonist:
1. Objectivity Unjust
2. Host Of Human Desires
3. Monologue With The Dust
4. Bad Dreams
5. Loss Of Humanity
6. The Dead House
7. Odi Profanum Vulgus (Cover Kata)
Autor: Rimmön