CATHETER
ANTIGAMA

10.11.2005
Warszawa – Progresja


AntigamaWychodząc z domu tego czwartkowego popołudnia byłem bardzo przychylnie nastawiony na dewastację ale takiego zniszczenia jakie nastąpiło, zwyczajnie się nie spodziewałem. Z początku frekwencja mocno kulała i myślałem, że tak już zostanie ale jakiś czas później zrobiło się całkiem tłoczno i wesoło jak na taki koncert (nie spodziewałem się frekwencji lepszej niż na Avulsed a tu proszę). Rozpoczęcie imprezy lekko się przeciągało ale co się odwlecze to nie uciecze tak więc w końcu Antigama wyzionęła na scenę. Set zaprezentowała bardzo zbliżony do tego z 21 września lecz będąc szczerym – niewiele tytułów się w mojej głowie ostało po ich występie. Na pewno był zagrany „Seed” i to wszystko co mogę zagwarantować bo stan mój był, jak to się mówi – wskazujący a listy do podwędzenia nie było. Zdecydowanie bardziej przemówił do mnie występ wrześniowy a to może za sprawą większego skupienia i mniejszego zniszczenia w jakim się wtedy znajdowałem. Mimo wszystko nie można zaprzeczyć, że występom Antigama towarzyszy potężny ładunek emocjonalny i dźwiękowy a ich nietypowe zagrania i zjazdy przyprawiają o ciary i dreszcze (niespokojne hehe). Mimo stosunkowo drętwej publiki udało się nieco zmasakrować pod sceną do wtórujących kosiarek Antygamicznych. Występ zerwał beret – ukryć się nie da ale przeminął niczym z wiatrem i tyle ich widzieli. Niedługą chwilę potem, na scenę wytoczyło się Catheter. Ich potrójny wokal działał bardzo przekonywająco a wybuchowa mieszanka jaką grają rozwiała wszystkie pozostałe wątpliwości. Nie pamiętam już koncertu na którym tak mocno zużyłem szyję i inne elementy powiązane tak czy inaczej z głową hehe. Mimo tak dobrze przekazywanych Catheternastrojów miażdżąco rwących – niewielu chętnych znalazło się pod sceną. A szkoda bo było wesoło kiedy między utworami prowadziło się z muzykami kulturalne rozmowy typu – „kurwa” – na co oni odpowiadali tym samym. Było wesoło, oj było. Zestaw jaki zaprezentowali prezentował się dość przekrojowo. Na początek cofnęliśmy się do „Preamble To Oblivion” by usłyszeć z niego „Intro” i „Pushed Back” a potem przenieśliśmy się w zamierzchłe klimaty epki „INRI” – „Prophet Of Destruction”, „Columbine” i „Otherwise Unknown”. Nie obeszło się także bez intensywnej promocji nowego krążka – „Dimension 303” z którego poleciały między innymi: „Brink Of Extinction”, „False Sense Of Judgement”, „Waste Time”, „Dimension 303” i „Miserable Existence” przeplatane dalej z krążkiem „Preamble To Oblivion” i takimi utworami jak „Derailed”, „Doughtnut Man” czy „Nothing”. Oliwy do ognia dolały „Prodigal Son” ze splitu z Fubar i „Jeffe’s Psychodelic Journey” ze splitu z Fiendead. Działo się tego wieczora oj działo a i bisy były bardzo energetyzujące ciało jak i umysł. Jedyną rzeczą jaka mogła drażnić w występie Catheter było to jak się nie wpadło w odpowiedni rytm będąc pod sceną w amoku. Jak ktoś źle wymierzył to w złych momentach trafiał na częste zwolnienia w kompozycjach amerykanów. Tych trochę było ale suma sumarum – można było wyjść obronną ręką albo zwyczajnie odpoczywać. Koncert zaliczam do udanych i to nie tylko ze względów muzycznych. Udało mi się zamienić kilka słów z Jeffem Montoyą i okazał się on bardzo sympatycznym człowiekiem co mnie może nie zdziwiło ale zaskoczyła mnie jego otwartość. Zapytany przeze mnie, odpowiedział że są szanse na kolejne koncerty w naszym kraju ponieważ zostali bardzo dobrze przyjęci tak więc – zapraszamy ponownie i czekamy na zniszczenie. Bardzo udany wieczór.

Autor: Rimmön