Beware Of Your Neck 2010

SADIST
VIRGIN SNATCH
CRIONICS
TEHACE
SARATAN
CEREBRUM

02.10.2010
Warszawa – Klub Progresja


Beware Of Your Neck 2010Niby dzień jak codzień ale jednak nie często zdarza się oglądać na żywo, legendę technicznego death metalu jaką jest Sadist. Trasa “Beware Of Your Neck” to pomysł ciekawy, który pociągnął za sobą kilka niezłych kapel po Polsce i nie tylko. Trochę szkoda, że nie trafiło na nią jeszcze coś zagranicznego ale z drugiej strony – była to dobra okazja aby zweryfikować dyspozycyjność rodaków. Dla nas koncert zaczął się na Tehace, ponieważ Cerebrum i Saratan skończyli nadto punktualnie. Tehace znam tylko z nazwy i jeśli przypadkiem nie napatoczę się na ich krążek – to tak pozostanie. Mieli może 2-3 ciekawe momenty ale głośność i znikoma selektywność dźwięku nie pozwoliły nic wyciągnąć z tego występu.

Crionics było następnym pretendentem. Wcześniej jednak, należy wspomnieć o wręcz skandalicznej frekwencji. Dawno w Progresji nie widziałem takiej posuchy. Nie było tu może wielu zagranicznych nazw ale litości! Przecież to była sobota. Za moich czasów… hehe.
Anyway. Nie wiem o co chodzi ale Crionics to zespół z dużym potencjałem – tak muzycznym jak i scenicznym więc czemu nie są znani na świecie jak choćby Behemoth? Brakuje determinacji? Ich utwory nieźle wpadają w ucho i przedstawiają duży potencjał koncertowy. Było dobrze jak zawsze, mimo że selektywność dalej nie była mocną stroną i tego występu. Poruszenie sceniczne – ok. Występ bardziej niż poprawny.

Przed gwiazdą wieczoru było jeszcze mocarne Virgin Snatch. To prawdziwa firma jeśli chodzi o koncerty. Co więcej – brzmienie wreszcie poszło do przodu. Wszystkie partie solowe Jacka były doskonale słyszalne więc występ można było odebrać na 100%. Chłopaki jak zwykle się nie oszczędzali. Zielony dał z siebie bardzo dużo – od skakania, przez pogo na wokalizach z widowni, kończąc. Występ bardzo dynamiczny, dobrze brzmiący i udawadniający, że jest to Polska czołówka. Ich występy zawsze przynoszą mi dużo radości a to chyba najważniejsze.

Wieczór dobiegał końca a przed nami było “danie główne” czyli włoscy technikaliści z Sadist. Na scenie pojawiły się klawisze, piękny Fender Strat w kolorze sunburst oraz nie gorszy, 6-cio strunowy bas. Poezją było to co popłynęło z głośników. Poprawione brzmienie, było tu równie dobre i dokładne. Ostatnie dwa krążki prezentowały się wyśmienicie. Niuanse w postaci klawiszy oddane były równie perfekcyjnie, mimo że rolę klawiszowca sprawował sam Tommy czyli gitarzysta. Nie miał najmniejszego problemu z odgrywaniem rytmicznych partii gitarowych jedną ręką ani tym bardziej solówek a drugą obsługiwał ww. klawisze. Występ przekrojowy i pod każdym względem – doskonały. Kontakt zespołu ze sobą na scenie – zabawny i wesoły. Panowie bawili się świetnie i z radością grali dla lichej garstki zebranej w klubie. Sadist potwierdził wielką klasę i formę! Long live Sadist!

Autor: Rimmön