Recenzja: Paradise Lost – Symbol Of Life

Paradise Lost - Symbol Of LifePARADISE LOST

Symbol Of Life (2002)

Wielka Brytania, GUN Records, Gothic Rock / Metal

Już na wstępie muszę objaśnić parę rzeczy dotyczących mojego stosunku do tego zacnego zespołu. Ich dyskografię znam na wylot do omawianego tutaj materiału. Można by powiedzieć, że bardzo dobrze – tak samo wielbię ich doom / death metalowe początki jak i późniejsze „radiowe” granie. Co więcej, mój związek z nimi określić mogę bardziej jako emocjonalny. Nie jestem zwykłym odbiorcą ich muzyki ponieważ jestem mało obiektywny (nawet na przestrzeni tych 12 lat). Po „Symbol Of Life” przesłuchałem tylko 2 albumy i w tamtym czasie jakoś nie wbiły mi się do głowy. Osobiście uznaję je za twórczość „późniejszą”. Pomiędzy „Draconian Times” (1995) a „Symbol…” to „okres przejściowy” natomiast to co było wcześniej nazywam ich twórczością „początkową”. Musicie wybaczyć mi to przydługie wprowadzenie ale pokrętnie – zaczynam od środka, mając na celu recenzję całej dyskografii Brytyjczyków – stąd zamieszanie.

Nie da się ukryć, że „Symbol Of Life” to muzyka nośna, doskonale nadająca się do radia. Nie jest to mój „regularny” gatunek, natomiast nie potrafię oprzeć się powalającym melodiom napędzanym przed duet Holmes / Mackintosh. Może i brzmię jak nagrzana nastolatka ale podniecanie się Paradise Lost chyba już wyszło z mody parę ładnych lat temu więc jebiemieto. Tak samo lubię czasem zwrócić się w stronę Tiamat aby oderwać się od codziennego nakurwu. Jaki jest fenomen „Symbol Of Life”? Zwierzęcy magnetyzm, mówiąc przewrotnie. Mimo pozornego minimalizmu, Panowie tak potrafią wciągnąć w swoje opowieści, że na koniec czujemy się jak po fali tsunami. Bogate i pełne brzmienie doskonale uwydatnia wokalne atuty i pozwala się cieszyć melodyką. Perkusja dokładnie wypełnia tło i możemy być pewni, że dodaje swoje 3 grosze aby uczynić ten materiał, kompletnym. Jego motor napędowy, czyli charakterystyczny wokal Holmes’a okraszony chrypką i niejednokrotnie dewastowany przez dziwny miks też może się podobać i zapewne się podoba. Jest na swój sposób nieoszlifowany i chropowaty ale ma też bardziej modernistyczny wydźwięk. Praktycznie tak samo jak na „Believe In Nothing”. Zespół niejednokrotnie korzysta z sampli i instrumentów klawiszowych ale wyczucie z jakim to robią przez całe 44 minuty zasługuje na słowa uznania. Według mnie, tak powinna brzmieć nowoczesna muzyka zapuszczająca korzenie w popkulturowym społeczeństwie. Jest na tyle „lekka” by wpaść w ucho osobom nie zagłębiającym się w metal, jednak ma specyficzny pazur i nietuzinkowe melodie. Potrafi tygodniami kołatać się po głowie i nie odpuszcza złych i dobrych nastrojów. Chwyta za gardło i nie chce puścić ale przy okazji dostarcza głębokich doznań. Polecam po stokroć. Wyjątkowy zespół.

10/10
Isolate
Erased
Two Worlds
Pray Nightfall
Primal
Perfect Mask
Mystify
No Celebration
Self Obsessed
Symbol Of Life
Channel for the Pain

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *