Recenzja: Extinct Gods – Wartribe
EXTINCT GODS
Wartribe (2011)
Polska, Let Them Come Productions, Melodic Technical Death Metal
Extinct Gods to sprawdzona marka za sprawą Dominika oraz bardzo dobrego wrażenia jakie zespół zostawił po sobie w 2004 roku. Demo „Dies Nefasti” zdecydowanie zerwało mi skalp z głowy i zdefasonowało maskę. Tym razem nie ma we mnie tak płomiennego entuzjazmu i nie czuję abym odkrył złoża ropy tak jak przy rzeczonej demówce. Czemu tak jest? Poza wielką solidnością wykonania, poskładania i zdeformowania – zwyczajnie nie ma tu nic odkrywczego. Pojawia się tu jednak pewne znaczące „ale”. To zespół z ogromnym potencjałem, który momentami przechodzi niezauważony. Okej, ja nie twierdzę, że to ma być jakaś awangardowa muzyka ale nawet techniczny nalot jest tu zbyt sporadyczny jak na moje oczekiwania. Nad „Wartribe” góruje specyficzne, melodyjne „fatum”, które nie chce go opuścić. To co niezwykle mi się tu podoba to progresywne solówki. Wszechobecne i wszech-długie, opowiadające niezwykłe historie. Zdecydowanie wzbogacają muzykę i są jej integralną częścią. Szkoda tylko, że na ogół, Extinct Gods gra po prostu melodyjny death metal…
Po dłuższym czasie zacząłem się nawet zastanawiać czy przedrostek „technical” jest tu na miejscu. W końcu takie Dark Tranquillity czy In Flames także dysponuje niezłą techniką! Niezłą to może mało trafione określenie ale nadal – nie jest to techniczny death. Przedrostek postanawiam zostawić, mimo że momentami bardziej by pasował ten progresywny. Sesja z tym debiutem może być wkurwiająca. Dlaczego? Otóż ma tak błyskotliwe momenty, że ciężko wyjść z podziwu a potem rujnuje wszystko za pomocą rytmiczno-posuwistych melodii tak prostych, że aż odrzuca. No szlag mnie trafia, że jest to tak nierówny materiał. Wszystkie wstępy i rozwinięcia solówek są błyskotliwe i brzmią bardzo świeżo, gdyż nie brakuje im dynamiki i mają przy tym spektakularny wydźwięk. Ale potem… to tak jakby kanapkę ze smalcem popijać Dom Pérignon.
Może gdyby „Dies Nefasti” nie odcisnęło na mnie takiego piętna to bym bardziej lajtowo podszedł do tematu „Wartribe”. Sądziłem jednak, że długograj będzie epickim, technicznym majstersztykiem. Moje rozczarowanie wynika zapewne z nie zbyt wygórowanych oczekiwań a kierunku w jaki zbłądził zespół. Chciałem czegoś bardziej wprost w mą twarz. Chciałem technicznego death metalu w – nie wiem sam w jakiej otoczce – natomiast te solówki mnie zaskoczyły i zbiły z tropu (są jednymi z lepszych jak nie najlepszymi jakie słyszałem od dłuższego czasu). Szwecja zdaję się pukać do drzwi jednak trochę na siłę i nie wiem czy to dobre podejście do tematu. Oczywiście nie darzę do Skandynawii żadnej urazy – wręcz przeciwnie – ale zraziło mnie sztampowe podejście do tematu. Jest zbyt wyraziste i wali po uszach. Pomijając wszystkie perturbacje, „Wartribe” to zaiste perełka na naszej scenie. Doskonała produkcja podkreśla wszystkie ważne elementy czyli dosłownie wszystko. Mocny growl przebija się raźno przez gitarowe masturbacje a „Credo” to prześwietny hicior, który jakbym gdzieś już słyszał… Bardzo mocna pozycja – polecam!
Credo
Wartribe
Innocence Disposal
Deconstruction
Device of Survival
Wicked Providence
Another Utopia Falls
Procession
Process of Becoming