Klasyczny rozkład: Vader – The Ultimate Incantation
VADER
The Ultimate Incantation (1993)
Polska, Earache Records, Death Metal
KTO, GDZIE I KIEDY?
Historia zespołu poprzedzająca wydanie debiutanckiego albumu jest długa i kręta. Zespół powstał w roku 1983 z inicjatywy Piotra „Petera” Wiwczarka (ówcześnie pod pseudonimami: Bardast i następnie – Behemoth) oraz Zbyszka „Vika” Wróblewskiego. Po sukcesach typu: występ na Metalmanii ’86 i nagraniu 3 demówek – „Live In Decay”, „Necrolust” oraz „Morbid Reich”, przyszła pora na pierwszy krążek długogrający. To ostatnie demo było bezpośrednią przyczyną podpisania kontraktu z angielską Earache Records na omawiany debiut. Po nieudanej sesji w Sztokholmie, nagrania przeniesiono do Rhythm Studio w Anglii z Paulem Johnsonem jako producentem. Okładką zajął się Dan Seagrave tworzący między innymi dla takich zespołów jak Morbid Angel, Malevolent Creation czy Suffocation.
DLACZEGO TO KLASYK?
Vader to pionierzy „straight-forward” death metalu, który praktykują właściwie do tej pory. Zmienia się nieco stylistyka i złożoność riffów ale sama idea jest taka sama. Wymyślić tuzin riffów, zagranych w tempo, które nie chcą przypominać siebie nawzajem. To nie lada sztuka. Vader ma taką wspaniałą cechę pisania powtarzalnych motywów ale zachowując w nich charakterystyczne elementy gitarowe. Nie chodzi mi jedynie o samo pisanie kompozycji ale także o klimat w jakim są utrzymane. Jest to muzyka stricte gitarowa nie imająca się żadnych ozdobników ani zbędnych melodii. Taka forma jest uzupełniana przez niezbyt wysublimowaną rytmikę. „The Ultimate Incantation” jest żywo inspirowana Slayer’owym stylem gry ale dzięki mocnym wokalom i intensywnej, death metalowej perkusji – wcale to nie przeszkadza a co więcej – urywa dupę!
Najlepsze we wczesnych płytach Vader jest uczucie świeżości i szaleństwa jakie wylewa się z głośników. Są to zasadniczo proste kompozycje ale odgrywane z werwą i zaangażowaniem tak, że aż chce się ich słuchać. Dzięki temu też lekko wpadają w ucho. Większość kompozycji utrzymana jest w bardzo szybkim tempie a mimo wszystko, trudno tu mówić o wpadkach czy monotonii. Można za to stwierdzić, że Vader to był pierwszy polski zespół, który z premedytacją napierdalał blasty. Nie umiem znaleźć złych stron tego krążka. Można postulować czy nie jest zbyt długi bo to prawie 50 minut ale nie uważam tego za jakąś znaczącą niedogodność. Zawsze można wyłączyć a w tym przypadku ciężko stwierdzić, że album jest nużący. Przede wszystkim czuć, że jest to muzyka prawdziwa, robiona z chęci czynienia ekstremy a nie robienia czegokolwiek na pokaz. Niekłamany klasyk wywodzący się z naszego pięknego kraju.
Ps. do tej pory uważam „Final Massacre” za jedną z lepszych kompozycji Vader.