Recenzja: Ouroboros – Glorification Of A Myth
OUROBOROS
Glorification Of A Myth (2011)
Australia, Self-released, Technical Thrash / Death Metal
Album Ouroboros znam już na pamięć. Trafił on na trzecie miejsce w moim podsumowaniu najlepszych wydawnictw technicznych ubiegłego roku. Perfekcja to mało powiedziane na temat tego debiutu. Jeśli nie obca jest Wam kanadyjska scena technicznego death / thrash metalu to z pewnością zauważycie pewne podobieństwa Ouroboros do wyżej wymienionych. Pierwsze co mi przyszło do głowy to Quo Vadis ale Australijczycy poszli zdecydowanie bardziej otwarcie w tech thrash niż Kanadyjczycy. Tak samo brzmienie jak i mentalność zdecydowanie bardziej trąci germańską szkołą metalu. Do tego dołożyłbym greckie wyczucie klimatu, sposób drążenia motywów gitarowych i poniekąd wokal. Już na tym etapie osiągamy niezwykły konglomerat pasji i dążenia do niecodziennej stylistyki w najwyższej, wirtuozerskiej formie.
Rozwijanie kolejnych kompozycji w wydaniu Ouroboros jest wyjątkowo przyjemne w odbiorze. Panowie łamią stylistykę kolorem brunatnym. Ten krążek to niezwykła mieszanka systematycznego naginania struktur około death metalowych na rzecz energii i rytmiki a to wszystko okute jest w siermiężną obwolutę wykonaną z brutalniejszej wersji wokalu Sakisa z Rotting Christ. Jest tu więcej podobieństw niż by się mogło wydawać. Tak w samym patosie, który jest nieunikniony acz nie nachalny – zdaje się naturalnie komponować z gitarami – jak i samym klimacie. Nie jest to przy tym, muzyka nadęta czy grana dla samej idei. Potrafi spuścić z tonu aby wypełnić naszą głową bogatym pasażem z wyeksponowaną solówką i potrafi także w niemal neoklasyczny sposób deklamować swoje racje. „Glorification…” pociąga za sobą wielce artystyczne środki przekazu. Temat perkusji jest tu otwarty. Często sprawia wrażenie dość wyzwolonego instrumentu a z drugiej strony, często – gęsto gra w tempo gitar, uprawiając swoistą chałturę. To oczywiście określenie pieszczotliwe bo nie służy to uwstecznianiu instrumentów względem siebie a wręcz ich bogatej ekspozycji względem słuchacza. Wielu by pomyślało, że „tak się nie gra” ale kto im zabroni? Rytmiczny blast za blastem i jesteśmy kupieni. Co z tego, że sporadyczny brak perkusyjnej inwencji jest tuszowany przez wypełnianie gitar, skoro sprawdza się to doskonale w tej formule? Otóż nic i uważam perkusję za bardzo udaną składową zespołu. Oczywiście najważniejszą pracę wykonują tu gitary i to nie tylko z racji tworzenia nietuzinkowych melodii ale i doskonałej sekcji rytmicznej. Całości dopełnia dokładne i konkretne brzmienie, które nie odstępuje słuchacza na krok i daje mu do zrozumienia, że koniec jest rychły. Produkcja jest zwyczajnie doskonała – sika oliwą bezpośrednio w ogień, nie dbając o ewentualne poparzenia. Mocarny kawał technicznej muzy dla każdego potencjalnego fana ekstremy i brutalności. Polecam!
Posłuchaj: Sanctuary
Lista utworów: Black Hole Generator; Lashing of the Flames; Animal, Man… Machine; Sanctuary; Sea to Summit; Disembodied Mind; Dissolve; Panacea; Edifice of Tyranny; Absent from Entity