Recenzja: Gojira – Magma

GOJIRA
Magma (2016)
Francja, Roadrunner Records, Groove Metal

Autokanibalizm w czystej postaci

Na wstępie przyznam się, że uwielbiam dotychczasową twórczość tego zespołu. Powiedziałbym nawet, że jestem psychofanem krążka „From Mars To Sirius”, który jest niesamowity pod każdym względem. Co by nie mówić to Gojira dysponuje doskonałym warsztatem. Instrumentalizm uprasza się często o niskie pokłony. Ten zespół ewoluował nie tylko na płytach ale widać to doskonale na koncertach. Nie tak dawno bo w 2013 roku zagrali w Warszawie bardzo klimatyczną sztukę, gdzie światło i muzyka tworzyły jedność. Mieli własny sprzęt i przyłożyli znaczną wagę aby te 2 czynniki ze sobą współgrały. Dobór kompozycji też był raczej bardzo wysublimowany. Rok później widziałem ich ponownie i set był zupełnie odmienny. Poszli w festiwalową manierę. Prostsze kompozycje z naciskiem na dynamikę i bardziej „imprezowy” nastrój. Zniknął klimat, dobranoc. Obym się mylił ale ciągłe granie na festiwalach zmieniło podejście tego zespołu.

„Magma” jest niestety dzieckiem tej nowej Gojira. Spotkałem się z wieloma opiniami typu „nigdy nie lubiłem tego zespołu ale nowa płyta jest zajebista”. Dlaczego tak jest? Ona jest rozwinięciem już lekko odmienionego „L’Enfant Sauvage”. Na tamtym krążku jednak coś jeszcze próbowali. „Magma” jest fuzją wszystkiego co ten zespół osiągnął do tej pory – podsumowaniem. Niestety nie jest przy tym żadnym krokiem na przód czy rozwojem w dobrą stronę. To jest „The Best Of…” z nowymi kompozycjami. Zespół użył wszystkich patentów jakie stosował do tej pory i połączył to w jedną całość. Uzyskał dzięki temu bardzo dynamiczny i bądź co bądź, spójny materiał po którym pozostała jedynie gorycz rozczarowania. Gojira zjadła własny ogon i doszła do tułowia. Jestem tym bardziej rozczarowany, ponieważ nawet nie sprawiają pozorów. W jednym z hitów nowego krążka „Stranded” zespół stosuje charakterystyczne ślizgi po gryfie, które w tej samej formie pojawiają się też 4 kompozycje dalej w „Only Pain”. Żeby było śmieszniej to identyczne rozwiązania są chociażby w „From The Sky” na wspomnianym krążku „From Mars To Sirius”. Nie wspominając już o wtórnej i monotematycznej rytmice przez całe 44 minuty. Jestem wręcz zaskoczony tak dużym krokiem w bok w przypadku Gojira. Uważałem ich za artystów, którzy kreują swój styl a okazało się, że osiągnęli już wszystko wraz z poprzednim krążkiem. Brzmienie jest płaskie jak deska. Zabrakło mu witalności „Dzikiego Dziecka”. Tamten krążek naprawdę brzmi. Jest soczysty i niesamowicie selektywny. „Magma” to jakaś popierdółka, która spływa jak topniejący śnieg z gór. Ta płyta nadaje się co najwyżej do puszczenia w telewizji w ramach jakiejś listy przebojów. Napisałem to już chyba na wszystkie możliwe sposoby ale nowy krążek to wolniejsza i smutniejsza wersja wszystkiego co wyszło spod ręki braci Duplantier. Strasznie mało w porównaniu do tego co ten zespół potrafi. Największe rozczarowanie ubiegłego roku. Pozdrawiam.

Ps. Utworem „Oroborus” na płycie „The Way Of All Flesh”, zespół chyba przewidział przyszłość. Brawo.

6/10

The Shooting Star
Silvera
The Cell
Stranded
Yellow Stone
Magma
Pray
Only Pain
Low Lands
Liberation