Recenzja: Pensees Nocturnes – Nom d’Une Pipe
PENSEES NOCTURNES
Nom d’Une Pipe (2013)
Francja, Les Acteurs de l’Ombre Productions, Musette Black Metal
Pierwszy kontakt z “Nom d’Une Pipe” (Imię Rury?) budzi niepokój ale i przenosi nas w niezwykły świat. Świat rodem z awangardowych animacji krótkometrażowych i miast gdzie w rynsztoku dzieje się najwięcej. Pięknie wydana płyta jest ścieżką dźwiękową dla filmu, który możemy napisać we własnym umyśle. Cudowna swoboda interpretacji jest tu poganiana przez bardzo sugestywny klimat. On naprowadza nas na konkretny czas i miejsce wydarzeń ale nimi możecie pokierować sami.
Nie ośmielę się nazwać tego krążka po prostu albumem metalowym. On wykracza poza ramy awangardy. Jest jak cyrk wypełniony po brzegi szaleńcami, niezwykłymi poczwarami, wyuzdanymi klaunami i zwierzętami, które nie sposób nazwać. Jest to materiał wielowątkowy w którym mimo wszystko da się odnaleźć i aż chce się dać pochłonąć bez reszty. Dramaturgia i patos to są najczęstsze zjawiska podczas sesji z tym krążkiem. Słucham i słucham i mam wrażenie, że nie potrafię ogarnąć słowami ogromu tego dzieła. Psychodeliczne klawisze, dźwięki pozytywki… to są niuanse budujące rzeczywistość Pensees Nocturnes. Często natraficie tu także na akordeon, saksofon i trąbkę a doświadczenie będzie nietypowe i bardzo jazz’owe. Pełno tu go, rodem ze starofrancuskich knajp. Takie przywodzi na myśl skojarzenia i już widzimy eleganckiego jegomościa i jego damę w eleganckim odzieniu, sączących wino i zanoszących się śmiechem.
Metal na „Nom d’Une Pipe” jest sprawą drugorzędną. Jest jej kręgosłupem ale mimo wszystko, płyta opiera się na nienagannych zdolnościach kompozytorskich Vaerohn’a. Proporcje są tu doskonale rozłożone pomiędzy wysublimowaną atmosferę eklektycznej formy muzycznej oraz awangardowego black metalu. Tutaj już nie da się powiedzieć, że to tylko otoczka. Ta symfoniczno – jazz’owa część tworzy spójną całość i jest niezwykle istotna. Odpowiada za ponadnaturalne ruchy tektoniczne naszej wyobraźni i przenosi muzykę na wyższy poziom. Jedynym wspólnym elementem, który istnieje przez całe 50 minut trwania płyty to psychodelia. Wylewa się wiadrami i nie można jej nie pokochać, szczególnie jeśli poparta jest doskonałą produkcją i świetną oprawą graficzną. Z braku pomysłu na lepsze nazewnictwo stylistyki PN, postanowiłem wpisać ten, podany przez wydawcę. Coś niesamowitego.
„Nom d’Une Pipe” może śmiało robić za ścieżkę dźwiękową do następnej, tragikomicznej animacji Tima Burtona. Niesamowita przygoda i zetknięcie z nieznanym światem. Wysoka forma sztuki, bez dwóch zdań. Polecam!
Il a mangé le soleil
Le Marionnetiste
Les Hommes à la Moustache
Le Berger
La Chimère
L’Androgyne
La Sirène
Le Choeur des Valseurs
Bonne Bière et Bonne Chère