Klasyczny rozkład: Coroner – R.I.P.
CORONER
R.I.P. (1987)
Szwajcaria, Noise Records, Technical Thrash Metal
KTO, GDZIE I KIEDY?
Coroner to szwajcarska legenda technicznego thrashu. Założenie datuje się na 1983 rok natomiast śmierć kliniczną na 1996. 14 lat później zespół się reaktywował aby zagrać kilka koncertów jednak nigdy nie potwierdził pracy nad nowym materiałem. Początkowo, muzycy Coroner byli obsługą koncertową Celtic Frost. Pisali w tym czasie utwory na własne demo „Death Cult” (1986) gdzie finalnie, wokale nagrał Tom G. Warrior. Tak naprawdę jedynym członkiem, który trwał na stanowisku od początku był Marquis Marky (perkusja). We wczesnej inkarnacji, przez zespół przewinęły się takie nazwiska jak Tommy Ritter (gitara), Oliver Amberg (gitara, chórki), Pete Attinger (wokal) i Phil Puzctai (bas). Na debiutanckim materiale poza Marky’m pojawili się jeszcze Ron Royce na basie oraz Tommy T. Baron na gitarze i tak już pozostało. W tym składzie Coroner nagrał wszystkie dotychczasowe, pełnometrażowe krążki i funkcjonował jako całość.
DLACZEGO TO KLASYK?
Coroner to Nocturnus thrash metalu. Są bogato uposażeni w zatrzymania i zmiany tempa, które nie były wtedy czymś bardzo powszechnym. Są na pewno prekursorami gatunku ale także bardzo zacnym jego reprezentantem. Teraz jak i wtedy ich muzyka brzmi bardzo świeżo. Wciąga od pierwszych sekund. Pomijając nieco archaiczne ale bardzo udane brzmienie, nie ma tu nic czego trzeba by się wstydzić. Tak w kwestii instrumentalnej czyli techniki i budowy kompozycji jak i wokalnego zniszczenia – jest świetnie! Można by stwierdzić iż osiągnięto tu niemalże black metalowy klimat. Jest złowieszczy i przypomina nieco Acheron. Jest tylko jedna różnica – Coroner był pierwszy. Niektóre solówki przypominają Metallica czy Death a i są tu neoklasyczne wpływy. To są podobieństwa natomiast nie ma mowy o jakimkolwiek kopiowaniu. Coroner jest bardzo indywidualnym i świadomym zespołem. Na debiucie dysponuje zadziwiająca techniką i łączy wiele niezależnych gatunków, nadając im własny charakter. Weźmy takie „Nosferatu”, które jest jawną manifestacją neoklasycznego metalu aby przejść w „Suicide Command” i zahaczyć o nieugięty speed metal i grę w tempo. Do tego techniczny bas, który o dziwo ładnie potrafi wybić się z tła i otrzymujemy naprawdę wartościowy kawał muzyki oraz historii, która procentuje do dziś. Daleko nie trzeba szukać – australijski Psycroptic jest wiernym wyznawcą sztuki spod znaku Coroner. Mimo, że poszli raźniej w death metal to nie da się nie odczuć podobieństw w sposobie pisania muzyki. Szwajcarzy to bardzo wpływowy zespół a przy okazji odważny, który nigdy nie bał się eksperymentować. Dlatego właśnie służą jako przykład i są bogatym źródłem inspiracji. Po stokroć polecam!