Klasyczny rozkład: Immolation – Dawn Of Possession
IMMOLATION
Dawn Of Possession (1991)
USA, Roadrunner Records, Death Metal
KTO, GDZIE I KIEDY?
W okresie świetności amerykańskiej szkoły death metalu powstało wiele wyjątkowych kapel a jedną z nich jest jedna z mych ulubionych czyli Immolation. Ich powstanie datuje się na 1986 rok pod nazwą Rigor Mortis. W początkowym składzie znaleźli się Andrew Sakowicz (bas, wokal) i Dave Wilkinson (perkusja). Chwilę potem dołączył do nich także Robert Vigna (gitara) i Thomas Wilkinson (gitara). W tym składzie zarejestrowali cztery dema. W 1988 powstało pierwsze demo („Demo I”) już pod szyldem Immolation. Był to też rok zmian dla zespołu z którego odeszli Andrew i Dave na rzecz Ross’a Dolana (bas, wokal) oraz Neal’a Bobacka (perkusja). W takim zestawieniu wypluli także drugie demo „Demo II”. Pierwszy długograj ukazał się 19 lipca 1991 roku za pośrednictwem Roadrunner Records i nosił tytuł „Dawn Of Possession”. Zagrał tam nowy perkusista – Craig Smilowski.
DLACZEGO TO KLASYK?
Immolation to zespół bardzo charakterystyczny i nawet teraz, mimo długiej i owocnej kariery, nie jest mainstreamowy. To co robią jest niezwykle prawdziwe i ma się wrażenie, że robią to przede wszystkim dla siebie a nie pod kogoś. Kręgosłupem zespołu są bez wątpienia dwie zacne osobistości z naciskiem na tą pierwszą. Jest nią Robert Vigna, który swoim specyficznym stylem gry oszałamia i wprawia w zakłopotanie – doskonale się przy tym bawiąc. Jego gra wydaje się być naturalna niczym zabawa dziecka w piaskownicy a przy tym niesie sporą dawkę emocji i ekspresji. Opiera się ona na nieszablonowej rytmice i jego wersji „power riff’ów”, które po prostu eksplodują całą feerią krwistych barw. Nawet kiedy wydaje się, że gra coś prostego, to jest to na swój sposób zatęchłe i charakterystyczne. To samo tyczy się solówek. Są niczym fontanna… tryskają na wszystkie strony świata. Są wymowne i mimo pozornego chaosu – przemyślane. Drugą osobistością jest Ross Dolan czyli bardzo charakterystyczny, charyzmatyczny i cholernie sympatyczny gość (tak samo jak i Robert, zresztą). Dysponuje bardzo niskim, pociągłym growlem i mimo, że na „Dawn Of Possession” nie wykazuje się jakąś modulacją głosu czy innymi eksperymentami to technikę wgniatania w beton opanował w stu procentach i robi to klasowo. Uwielbiam go słuchać bo nie dość, że jest ekstremalny to na upartego można zrozumieć co mu z ust broczy. Ten krążek to doskonały początek wielkiej kapeli, która nie nagrała ani jednego słabego materiału a mimo wszystko nie jest mainstreamowym „sprzedawcą płyt” tylko tworzy ekstremalną sztukę, zachowując przy tym niesamowitą – ludzką twarz. Brzmienie krążka jest zwarte i bardzo klimatyczne. To też między innymi zasługa żywo brzmiących bębnów. Robią wrażenie bardzo naturalnych a tym samym – wymagają sporego poziomu doświadczenia aby nie produkować baboli przy tak klarownym brzmieniu. Stopka urywa dupę napiszę podsumowując ten niesamowity, ponadczasowy i w ogóle orgiastyczny materiał. Pozycja obowiązkowa dla każdego i rozkład totalny!