Recenzja: Azarath – Blasphemers’ Maledictions

Azarath - Blasphemers' Maledictions

AZARATH

Blasphemers’ Maledictions (2011)

Polska, Witching Hour Productions, Death Metal

No nie mogę… podchodzę do tej recenzji już chyba z dziesiąty raz, rozmyślając jak opisać ten materiał bez cukru pudru i używania bliżej nieokreślonych superlatyw. Ciężko jest i wręcz się trochę spociłem. Powiem tak: „Blasphemers’ Maledictions” to niszczyciel światów. Przebiegłe, zło totalne. Deprawujące wszystko i tak doskonałe w swej formie jak to tylko możliwe. Dzieło kompletne i ekstremalna sztuka przez duże „SZ”. Bez wątpienia, krążek zahaczający o tytuł „płyty roku”! Wyskoczyli niby niepozornie a ustawili tak poprzeczkę, że mało sobie karku nie skręciłem, chcąc na nią tylko spojrzeć. Death metal z Czarcim klimatem, który samym dźwiękiem gitary potrafi rozerwać skórę na strzępy. Jestem przekonany, że Azarath doskonale wie co uczynił. Dał światu nad-płytę, która oferuje dewastujące tempo ale i zwalnia aby rozgnieść parę czaszek. Ta płyta wybrzmiewa wielką pewnością siebie i pewną nonszalancją. Każdy dźwięk wypełnia w 100% gęste, powietrze. Muzycznie jest przebogato! Tuziny pomniejszych motywów wypływają w każdym możliwym miejscu. Nie ma tu miejsca na bezmyślność! Weźcie końcówkę „The Abjection” gdzie rytmika perkusyjna przeplata się z gitarową i leje odważnie wódki do pieca. Albo black’owe początki „Under the Will of the Lord”… tak można długo.

Co prawda nie przypominam sobie abym słyszał poprzedni długograj „Praise The Beast” ale na aktualnym krążku widzę taki skok jakości w porównaniu do poprzednich materiałów, że oczy wylazły mi na wierzch i pukają mnie w łeb! Pamiętam jak się podniecałem „Demon Seed” a po nim „Infernal Blasting” zaliczając szok… to jak nazwać „Blasphemers’ Maledictions”? Pies lał na nazewnictwo – trzeba łbem machać i nie zadawać pytań. Nie wspomniałem jeszcze o najważniejszej rzeczy. „Brzmienie” i wszystko jasne… Majstersztyk zrównoważenia i czystej, jawnej ingerencji w mój ośrodek słuchu nastąpił piekielnie szybko i gładko! Wyraziście i bez skrupułów Azarath wchodzi w głowę. Gitara plus siarczysta perkusja dogadują się jak nikt inny. One po prostu zostały dla siebie stworzone. Bogactwo brzmieniowe mnie zniszczyło. Nie ma tu miejsca aby wcisnąć nawet wykałaczki. Azarath przemówił i zostało pozamiatane na każdym polu. Album idealny, który bez wątpienia trafia do mojej topowej setlisty. To trzeba mieć! Ps. no i nie udało się bez cukru…

10/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *