Damned Spirits Dance – Weird Constellations
DAMNED SPIRITS DANCE
Weird Constellations (2009)
Węgry, Code666, Death/Black Metal w/electronic influences
Ten krążek to gwałt na każdym „close-minded” metal maniaku. Ortodoksyjni słuchacze konkretnych gatunków metalu nie mają czego szukać u progu „Dziwnych Konstelacji” w wykonaniu awangardowych muzyków Damned Spirits Dance. Pierwsze skojarzenia popychają mnie w stronę Arcturus ale kiedy do głosu dochodzą dziwne techno wstawki, to moja wizja odpływa w siną dal. Nie słyszałem jeszcze takiej mieszanki i póki 2 pierwsze kompozycje są jeszcze w miarę normalne to potem jest już równia pochyła. Przez „normalne” rozumiem rasową death/black metalową fuzję z thrash’ową manierą. Podczas „Devil’s on His Way” mamy do czynienia z żywą progresją przeplataną ciągłymi improwizacjami. Robi się ciekawie a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Pisanie takiej muzyki to czysty artyzm. Mimo, że niejednokrotnie DSD ociera się o kicz, to wychodzą z tego obronną ręką. Stosują zagrywki jak w Tenacious D co sprawia, że za łeb się można złapać. Mimo to, otrzymujemy w łapy kompozytorstwo najwyższych lotów. Wokale niczym we wspomnianym Arcturus i Anorexia Nervosa. Metalowa część konceptu przypomina połączenie Satyricon i Diabolical Masquerade i po raz kolejny – Arcturus. Niby dziwne ale cholernie profesjonalne połączenie. Przy okazji dźwięku – tworzy on niesamowity klimat. Co najśmieszniejsze – jest on bardzo spójny. Mimo, że całość jest zaaranżowana i przemyślana to i tak potrafią zaskoczyć słuchacza.
Do końca ciężko jest przewidzieć w którą stronę pójdzie DSD. Mając ten komfort psychiczny po przesłuchaniu całego materiału, nie mogłem wyjść z podziwu. Jak można tak popieprzyć muzykę i zachować taki profesjonalizm. Rozwiązaniem tego problemu są muzycy najwyższych lotów. Mimo, że nie podobała mi się techno papka a’la Scooter w „Fake” (tytuł sugeruje ukryte intencje muzyków) to chóry pokroju „The Angel And the Dark River” są mistrzostwem świata! Wspaniała intonacja i prowadzenie melodii. Perfekcyjne połączenie z awangardową naturą DSD. Słowa nie są w stanie wyrazić złożoności dzieła tych Węgrów. Ich muzyka przeplata wszystkie możliwe gatunki i robi to sposób nieprawdopodobnie płynny. Wokalizy są jednymi z lepszych jakie słyszałem od dłuższego czasu a produkcja sięga szczytu. Wszystko jest selektywne i tak złożone do kupy, że nie sposób przejść obok tego obojętnie. Wąska dupa Węgierskiego konglomeratu metalowego usiadła mi na przeponie i postanowiła wbić swe poślady. Album nie ma ŻADNYCH słabych stron a ze względu na rozbudowane kompozycje, stwierdzam iż jest to majstersztyk na klasę światową. Nie mogę 11 więc jest „tylko” 10. Polecam po stokroć!