Recenzja: Brutus – Unison Life
Dzieje się ogrom rzeczy tutaj. Barwy wylewają się z głośników gdy belgijski ansambl Brutus zaczyna swój wyścig w „Unison Life”. Post hardcore zalany melodią przyszłości i wspominkową finezją. Czasem rozkurw oszałamia, czasem wokal Stefanie irytuje ale chwilę później mózgowe zwieracze się luzują i opanowuje człowieka czysta frajda i euforia. Można nawet powiedzieć, że to materiał zróżnicowany. Zwalnia i wprowadza w zadumę a potem eksploduje feerią barw. Stefanie to taka Bjork na sterydach. Jej wokal góruje nieustannie nad muzyką. Jest osobnym instrumentem gnającym na równi z perkusją (unisono). Egzystencjonalne teksty doskonale wpasowują się w koncept. Przekaz jest wysoce emocjonalny do tego stopnia, że mógłby zostać opatrzony adekwatną nalepką. Półśrodki nie istnieją. Krążek jest nastawiony na intensyfikację doznań. Małpki w klatkach szaleją.
„Unison Life” to bardzo ładnie „zlany” krążek. Wybrzmiewa spójnie, strzępi emocje. Nie jest to przy tym muzyka wysoce złożona ale przywołuje pożądany typ wspomnień. Wysoce aktywna reminiscencja – to kwintesencja Brutus. Do tego stopnia, że ma się wrażenia znajomości tematu nawet jeśli to nasza pierwsza styczność z tym krążkiem. Mimo tych wszystkich peanów, omawiane wydawnictwo wydaje się być małym krokiem wstecz w porównaniu do „Nest” (2019). Krążek jest mniej wyrazisty i charakterny choć samo brzmienie ewoluowało 'in plus’ a materiał wydaje się być bardziej dojrzały. Może właśnie to spowodowało ten swoisty backspin. Poprzednik był bardziej dziki i nieprzewidywalny ale 'Bjork vibe’ uwypuklił się dopiero na nowym materiale. Brutus to niezwykłe trio. Zimny wiatr wiosną, lodowata woda z balii, spadające liście jesienią. Ogrom emocji i kontrastowe wyładowania atmosferyczne. Emocjonalna kolizja ze wszechświatem. Topka 2022 – na luzie.
5+/6
Miles Away
Brave
Victoria
What Have We Done
Dust
Liar
Chainlife
Storm
Dreamlife
Desert Rain