DISORDER
Confess (2006)
Polska, Self-released, Death Metal

No witam Państwa z szeroko otwartymi ramionami i nadrabiam zaległości. Strzegomski Disorder wszedł mi do pokoju na pełnej kurwie. Wulgarnie i bardzo bezkompromisowo. Czasem może wręcz za bardzo. Nachalne próby zdalnego rozbicia czaszki zostały okupione brzemieniem powtarzalności lecz przy 27 minutach nie był to jakiś straszny ból. Szczególnie, że zespół podszedł do tematu bardzo technicznie. Postanowił jednak skupić się na bardziej grind’owej naturze aniżeli rozwijać kompozycje. Czemu nie – śmierdzi old school’em. Bardziej uwierała mnie płaska perkusja ale to szczegół, który blednie przy bezbłędnym basie. Te zatrzymania w których zagrywa solówki są bardzo światowe i wręcz urywają jajca. Uwielbiam takie wtrącenia. Jeśli w dodatku są tak ładnie zgrane w czasie i brzmieniu to jest malinowo.

„Confess” to bardzo przyjemny krążek ponieważ sprawia wrażenie nagranego od niechcenia a że muzycy utalentowani… Jakby pewnego dnia pomyśleli – wejdźmy do studia i nagrajmy album. Do tego stopnia, że na digipacku zabrakło jakichkolwiek informacji dotyczących składu, nagrań itp. Do tego okładka / fotomontaż jakich wiele. Coś w stylu Trauma / Esqarial / Lost Soul no ale takie czasy. Taka była stylistyka lecz uważam, że ta kolebka blastów zasługuje na brutalniejszą okładkę. Jeśli już o stylistyce mowa. Disorder lawiruje pomiędzy rasowym death metalem, jego techniczną odmianą i brutalnym łojeniem. Udało im się jednak sprytnie zrównoważyć te trzy podgatunki i zilustrować istotę death metalu. Jest więc wszystko, czego do szczęścia potrzeba. Od liniowej prostoty do technicznej maniery. Na dokładkę mamy grindcore’owy growl, który rwie chodnik jak chuligan w Święto Niepodległości. Bawiłem się przednio i mimo, że raz po raz do głowy wtaczano mi te same wałki to z chęcią odpalałem „Confess” po raz kolejny. Miło i przyjemnie spędzony czas… nie, nie – fatalnie i wstrętnie, o!

7.5/10

Superbia
Abaritia
Luxuria
Inbidia
Gula
Ira
Acedia
Doomsday