Recenzja: Ebonylake – In Swathes Of Brooding Light
EBONYLAKE
In Swathes Of Brooding Light (2011)
Wielka Brytania, Les Acteurs de l’Ombre Productions, Avant-garde Black Metal
Na pierwszy rzut ucha, niezła kakofonia wdarła się do mojego mózgu. Potem dostrzegłem gitary – one tam naprawdę są – pomyślałem. Potem dotarło do mnie jakieś pojedyncze, klawiszowe plumkanie. Zjawiła się i perkusja i bliżej nieokreślone wokalizy. Pisanie o tej muzyce „black metal” jest krzywdzące. Na początku to oni skrzywdzili mój ośrodek słuchowy ale w myśl zasady, że nie wolno skreślać z góry zespołu, który do mnie nie trafił za 1-3 razem, podszedłem do „In Swathes Of Brooding Light” (chwytliwy tytuł, nie powiem) po raz kolejny. Po trzech szklankach whisky zaczęła do mnie docierać idea twórcza tych Brytyjczyków. W ich chaosie jest metoda. Począwszy od płaskiej i niewiele znaczącej perkusji, która jest tylko formalnością – na przedzie jawi nam się bordowo-brunatna feeria barw. Podobnie jak innego zespołu ze stajni Les Acteurs… – Pensees Nocturnes, którym byłem oczarowany – w Ebonylake trzeba szukać zdecydowanie głębiej. Swoją drogą, pod względem konceptu – brzmią one dość podobnie. Mimo, że nie mamy osiągnięć pod postacią muzyki klasycznej to muzyczny całokształt jest skrzętnie zawoalowany w ścianę dźwięku. Jest to trudniejsza w odbiorze muzyka niż wyżej wymienionych ale oferuje nam instrumentalne bogactwo. Kiedy dosłuchacie się w oddali tej wspomnianej perkusji, zauważycie jak intensywna ona jest i że nie odpuszcza praktycznie przez cały czas trwania właściwych kompozycji.
Sprawa wygląda tak. Album Ebonylake to złożony koncept trwający ponad 65 minut więc nie mogło zabraknąć „udziwnień”. Utwór tytułowy kryjący się pod 4 pozycją to niemalże progresywny rozkurwiacz ciał niebieskich. Przeplatany klawiszowym Ti tu Ra Ti tu, transujący rytm doprowadza do obłędu. Melodia jest niesamowita i zwiastuje apokaliptyczny koniec… czegokolwiek sobie zapragniecie – bardzo obrazowa kompozycja jak i cały album, zresztą. Następnie napotykamy na drodze multi-instrumentalne interludium, prowadzące w zgliszcza i wieczne potępienie. Następuje kompozycja 6, której tytułu nawet nie jestem w stanie przepisać. Trąci awangardą i wywiera nieopisaną presję na słuchaczu. Jest to przy tym utwór pośrednio ambientowy przepleciony rytmiką i piorunami a ponad wszystko – dekadencki. Taka jest cała płyta. Napędzana motywami nihilistycznymi i dewastująco wpływająca na bogatą wyobraźnię, potencjalnego odbiorcy.
Utwory od 7 do 10 to pieśni z pierwszego demo „As Ghosts We Dance in Thrashing Seas”. Brzmieniowo są nieco uboższe. Nie wnoszą przygniatającego patosu w którym ciężko się odnaleźć ale nie można im odmówić klimatycznego podejścia do tematu. Jest nieco prościej i bardziej sterylnie ale należy pamiętać, że to „unreleased demo session” nagrana w 1997 roku. „In Swathes Of Brooding Light” to płyta mroczna, ucinająca wszelkie konwenanse. Pozwala się wsłuchiwać i czerpać z muzycznego bogactwa ale doskonale spisuje się jako wypełniacz w tle. Przede wszystkim, ogromny kontener mrocznego klimatu. Bym zapomniał – oprawa graficzna wspaniale komponuje się z muzyką i stoi na wysokim poziomie jak wszystko z tej wytwórni. Polecam!
Lista utworów: And From the Seas the Sickening Things; I Painted the Suicide of Neptune; The Curious Cave of Deformities; In Swathes of Brooding Light Skeletal Birds Scratch at Broken Windows; Human Mannequin Puppeteer; Licking at the Nesting’s of Young Fledglings; Amethyst Lung Concerto; Within Deepest Red (The Opening Of..); The Theory of Sexual Carvings; A Voice in the Piano