Panychida – Moon, Forest, Blinding Snow
PANYCHIDA
Moon, Forest, Bliding Snow (2010)
Czechy, Folter Records, Folk/Pagan Metal
Na co dzień nie obcuję z tym gatunkiem stąd zapewne moja, zwiększona fascynacja opisywanym “Moon, Forest, Bliding Snow”. Perfekcyjnie zdyscyplinowany krążek, który udowadnia, że pagan/folk metal nie musi być nudny. Gitary rżną w pół i są bardzo precyzyjne w tym co robią. Ogrom rytmiki potrafi wprawić w zakłopotanie. Czescy muzycy są technicznie – zaawansowani. Zdecydowanie czuć, że wiedzą co robią i mimo, że najprawdopodobniej nigdy nie słyszeliście nazwy Panychida – jest to klasa światowa. Produkcja stoi na najwyższym poziomie, tak samo jak i muzyko-pisanie. Od czysto black metalowych wojaży po oblodzonym gruncie, przez Finntroll’owe eskapady, mamy tu do czynienia z dziełem szaleńczo zróżnicowanym i wpadającym w ucho niczym pluskwa.
Nie ocenię tu oryginalności konceptu ale przydatność do spożycia jest wieloletnia. Potrafię odpalić ten materiał o każdej porze dnia i nocy i tak samo umila mi czas. Panychida nie trzyma się ram i wychodzi im to na zdrowie. Usłyszymy tu iście death metalowe melodie, całe pokłady black metalu (kręgosłup płyty) oraz wiele ciekawych “udziwnień”. W każdym razie – którego oblicza by nie pokazywali, to robią to z wielkim wyczuciem i profesjonalizmem. Co więcej, mają ogromny potencjał do pisania nietuzinkowej muzyki, która jednocześnie jest egzotyczną jak i bluźnierczą. Doskonały mariaż furii i pasji. Porównywalny do doskonałych krążków Kampfar, Vreid czy świetnej Negura Bunget. Jakby wziąć pod uwagę tego typu smaczki jak chóralny śpiew w “Ryhope” to można zdać sobie sprawę, że Panychida utworzyła swoją własną ścieżkę, którą nie uczęszcza wielu. Wikingowski patos bywa tu obecny lecz nie jest przesadzony. Płyta jest perfekcyjnie wyważona i zasadniczo nie ma słabych punktów. Jeśli mam ochotę na klimat połączony z intrygującą melodią to od wielu dni sięgam właśnie po ten materiał. Wróżę im wiele dobrego, bo mają talent i to co robią, wychodzi im doskonale. Ps. na deser zjecie świetny cover Running Wild – “Black Wings Of Death”. Polecam!