Calm Hatchery – Sacrilege Of Humanity

Calm Hatchery - Sacrilege Of HumanityCALM HATCHERY

Sacrilege of Humanity (2010)

Polska, Selfmadegod Records, Death Metal

Pomorska załoga Calm Hatchery istnieje już ładne parę lat, ale poza wydanym ponad 4 lata temu “El Alamein” nie dane mi było słyszeć do tej pory ich żadnych innych dokonań. Wspomniane nagranie furory nie zrobiło. Słychać było, że panowie mają coś do zaoferowania, ale droga przed nimi była jeszcze dosyć daleka. Teraz jednak dostałem w swoje owłosione łapska najnowszy longplay zespołu pod tytułem Sacrilege of Humanity i muszę przyznać, że przynajmniej w dużej części tą drogę już przebyli.

Kapela porusza się w kręgach oldskulowego death metalu. Na szczęście ich muzyka nie śmierdzi sklepem ze starzyzną. Nie uświadczymy oklepanych patentów, za to nasze uszy atakuje cała zgraja klasycznie pomyślanych riffów z delikatną domieszką nowocześnie rozumianej techniki podlana sosem rewelacyjnych, niekiedy bardzo melodyjnych solówek i okraszona nawałnicą blastów w wykonaniu Radka. Bardzo smakowita mieszanka, która już po względnie krótkim obcowaniu z płytą okazuje się być wręcz wybuchową.

Album otwiera intro zatytułowane „Rattlesnake’s dream”. Z intrami różnie bywa. Jeżeli jest naprawdę zajebiste to świetnie. Jeżeli jest nędzne to właściwie żaden problem, bo to tylko wprowadzenie i nie ma większego wpływu na ocenę całego wydawnictwa. „Rattlesnake’s dream” nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale tak jak napisałem wyżej – nic nie szkodzi. Następny w kolejce jest „Sea of truth” kawałek, który zwiastuje nastrój reszty nagrania. Numer niczym nie zawodzi, są blasty, growle, Szatan i piekło, czyli wszystko co powinno być. Nie ma natomiast ślinotoku, ponieważ utwór będąc utrzymanym w średnim tempie przy pozostałej zawartości płyty blednie. Nie jest w żaden sposób zły, ale później jest duuuużo lepiej. Dalej „Messerschmitt” i tu już jesteśmy w domu. Panowie rozkręcają niezły rozpierdziel, który przy odrobinie wczucia się brzmi jak audio złapane podczas bitwy nad Anglią. Numer majstersztyk, dla mnie jeden z dwóch najlepszych na płycie. Na pełnych obrotach wjeżdżamy w kolejne wałki. Prym w środkowej części nagrania wiodą „Mirror Giants” i „Lost in the Sands”, ale wyróżniają się jako numery znakomite z bardzo dobrych, także wszystko jest ok. Następnie mój drugi faworyt: „Shine for the Chosen One”. Świetnie pomyślany i zaaranżowany kawałek pełen zgrabnych riffów i z doskonałą pracą garów. Zbliżając się do końca mamy jeszcze „The Blood of Stalingrad”. Najwolniejszy utwór ze wszystkich, ale sensowny, bo bardzo klimatyczny. Dobre zakończenie płyty.

Od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić. Wszystko gra i buczy jak należy. Szczególnie podoba mi się produkcja bębnów i świetny miks solówek. Wokale nieco odstają poziomem, ale nie na tyle, żebym miał się tak naprawdę do czego przypierdzielać i w ostatecznym rozrachunku pasują nastrojem do całości nagrania.

Brutale z Calm Hatchery rzucili nam kawał krwistego mięcha, którego nie powinien przeoczyć żaden szanujący się fan inteligentnego łojenia na wysokim poziomie. Bez technicznych wygibasów, ale z takim jajem jakiego ze świecą szukać na przykład na ostatnich płytach Vadera, który bez wątpienia stanowi inspirację dla tego zespołu (pokażcie mi polski band death metalowy dla którego nie jest…:]). Oby tak dalej i kto wie co z nich będzie. Mam nadzieję, że jak najwięcej, bo ja już po „Sacrilege of Humanity” jestem kupiony.

8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *