Relacja 6.08.2012 Six Feet Under

0

SIX FEET UNDER
PERVERSE
LOSTBONE

6.08.2012 – Warszawa, Klub Progresja

Oj cieżko było popsuć tego wieczora mój koncertowy nastrój. Co prawda pogoda dawała się we znaki przez cały dzień jak i dzień wcześniej ale chęć zmasakrowania swojego umysłu była większa. Koncert zaczął się dość punktualnie więc o 20, warszawski Lostbone był już mniej więcej w połowie występu. Po jakichś 4 utworach (od wejścia do klubu) nastąpił koniec nieudanej próby resuscytacji. Zgon był szybki a wrażenia? Nie wiem za bardzo gdzie się podział wokal. Był trochę wymęczony ale nie w tym rzecz. Wokal zwyczajnie ginął w tle gitar i perkusji. Sam występ był charyzmatyczny i rytmiczny ale kto zna Lostbone ten wie na co ich stać. Publika chłodno ich przyjęła jak na te 40 klubowych stopni ale na tą garstkę ludzi obecną w klubie, ciężko się dziwić.

Perverse / Warheim.orgPerverse nie znam i jakoś ich występ nie zachęcił mnie do zmiany tego stanu rzeczy. Zespół gra na jedną gitarę ale ten wybór nie należy do najszczęśliwszych (przynajmniej na żywo). Wcale nie chodzi mi o siłę przekazu czy coś takiego. Zespół zdawał się być ograniczony przez pomysłowość gitarzysty a to były dość proste kompozycje. Może gdyby były bardziej złożone z większym naciskiem na brutalność… Nie wykluczone, że z krążka lepiej to brzmi natomiast na żywo to dość monotonny death metal z powtarzalnym wokalem, który defacto był najbrutalniejszym elementem kapeli. Z drugiej jednak strony – w każdej kompozycji brzmiał tak samo. Lostbone charakteryzował się dużo większym zróżnicowaniem i koncertowym zacięciem.

Six Feet Under / Warheim.orgPo nieco dłuższej przerwie na scenie pojawił się Barnes i spółka. Niezbyt duży, niepozorny jegomość a gardziel jego piekłem zionęła. Człowiek dysponuje potężnym ale i przyjemnym dla ucha wokalem. Od pierwszych sekund roznieśli klub. Mocarna rytmika połączona z basową ekwilibrystyką zdecydowanie mogła się podobać. Poczułem się jakbym wpadł pomiędzy ścierające się płyty tektoniczne. Siła przebicia była duża. Pomijając nagłośnieniowe niedogodności, firmowe wałki Six Feet Under wytworzyły pomniejsze, lokalne młynki pod sceną.Six Feet Under / Warheim.org Publika tym razem nie zawiodła i z lubością przyjmowała każdy dźwięk Amerykanów a i oni sami dostrzegli entuzjazm gorejący wsród zebranej młodzieży. SFU lubiłem zawsze. Doskonale wpadają w ucho i są przy tym bardzo charakterystycznym zespołem. Nie sądziłem jednak, że to taki koncertowy potwór. Z łatwością mogą konkurować z występami Suffocation czy Napalm Death. Doskonała sztuka i żałować mogą nieobecni. Ja wiem, że upał i wakacje ale SFU jednak często nie gości w naszym kraju. Frekwencja o dziwo podobna jak na Ufomammut więc zadaję sobie pytanie, która muzyka jest bardziej niszowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *