Klasyczny rozkład: Autopsy – Severed Survival

AUTOPSY
Severed Survival (1989)
USA, Peaceville Records, Death Metal

KTO, GDZIE I KIEDY?

Autopsy powstało w 1987 roku. Założycielami byli Eric Cutler (gitara) i Chris Reifert (perkusja, wokal). Ten drugi w ’87 odszedł z Death po nagraniu z nimi debiutanckiego albumu. W tym samym roku, zespół nagrał swoje pierwsze demo „1987 Demo”. Niedługo potem do zespołu dołączył Danny Coralles (z którym to Chris założył Abscess w 1994). W roku 1988, powstało drugie demo „Critical Madness”. W jego nagraniu, poza tą trójką wziął udział jeszcze Ken Sorvari (bas). Spowodowało to podpisanie kontraktu z Peaceville Records. Pod ich banderą zespół działa po dziś dzień a w roku 1989 – nagrał swój debiutancki materiał „Severed Survival”. W nagraniach wziął udział, skład znany z drugiego dema. Materiał zarejestrowano w Starlight Sounds a inżynierem był John Marshall. Debiut doczekał się także specjalnej, dwu-dyskowej reedycji na swoje 20-lecie.

DLACZEGO TO KLASYK?

Reifert definiował gatunek i jako pierwszy zaczął mieszać death z doom metalem. Może nie robił tego często a jego debiut miał zdecydowane wpływy thrash metalu to jednak są tu momenty zawiewające grobem i ogólnym marazmem. Klimat to słowo klucz dla tego zespołu. Od samego początku potrafili przejechać zdrowo po kręgosłupie ale i wprawić w zdumienie, manipulując umysłem słuchacza. Zapędzić go w kąt, zaszczuć a potem kopnąć raz czy dwa – niech wie… Produkcja stoi na przyzwoitym poziomie. Jest pełna i wyuzdana. Gitary są trochę cofnięte a góruje nad nimi wokal. Niestety nie jest tak apokaliptyczny jak np. na „Macabre Eternal” gdzie Panowie osiągnęli wyższy poziom horroru. Widać tu jednak zaangażowanie i kierunek jaki zamierzało obrać Autopsy. Album jest dojrzały jednak nie do końca kompletny. Nie można mu jednak odmówić siły przebicia i autentyzmu, który spływa po okaleczonych udach. Dobrze słyszalny bas jest też wielce przyjemnym smaczkiem. Muzyka amerykanów jest obrazowa przez co dobrze trafia do maniaków. Wyobrażacie sobie jakiegoś lokalnego „byka” ganiającego z siekierą po wiosce i krzyczącego poematy dedykowane śmierci i pożodze. Solówki mogą być uosobieniem szybkiej i bezbolesnej dekapitacji i rzeczywiście czasem do tego dążą. Są niby nieco wyjęte z kontekstu ale mimo wszystko, potrafią zaskoczyć. Album zdecydowanie wart miana „klasyka”. Spełnia wszystkie kryteria, począwszy od walenia w łeb niczym młot aż do powolnej śmierci w rytmie doom metalu i ekscentrycznych melodyjek. Polecam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *