Recenzja: Autopsy – Macabre Eternal

Autopsy - Macabre EternalAUTOPSY

Macabre Eternal (2011)

USA, Peaceville Records, Death Metal

Autopsy zna pewnie większość maniaków orientujących się mniej lub bardziej w scenie DM. Jeśli nie ze słyszenia to przynajmniej z nazwy. „Macabre Eternal” to wielki powrót po 16 latach absencji. Grobowce zostały otwarte i zło wypełzło na świat. A wypełzło w zaiste, wielkim stylu. Mrok i niszczycielska siła death metalu nigdy nie leżały tak blisko siebie. Niczym hieny po żerowaniu na padlinie, ocierające pysk z krwi – jedna o drugą. Klimat przelewa się tu hektolitrami. Ciężki i bardzo sugestywny. Poparty niesamowitymi lirykami, które w wykonaniu Chrisa Reiferta są mistrzostwem świata. Ten człowiek jest najlepszym przykładem jak powinien brzmieć psychopatyczny, wulgarny i przejmujący – wokal. On tu jest najważniejszy i daje taki upust emocji, że przyjdzie odrąbać sobie łeb z wrażenia. Gęsto zwalnia i niemalże wymiotuje kolejnymi frazami ale potrafi też zewrzeć krtań i wybulgotać z czeluści niczym prawdziwie old-school’owy maniak. Pokłony i szacunek – po stokroć. Tym bardziej, że te liryki naprawdę wciągają. Są dedykowane każdemu fanowi horrorów (nie tylko tych klasy „B”). Są ciekawe i bardzo obrazowe. Rzadko przychodzi mi się tak rozpływać nad tą częścią ale Autopsy wie co robi i dysponuje niezwykłym wyczuciem.

Co się tyczy muzyki to jest ona daleka od prymitywnej. Właściwie byłem wręcz zaskoczony jakością samej produkcji jak i instrumentalnej ekwilibrystyki tutaj zaprezentowanej. Ten opisowy „mrok” wcale nie pojawił się przypadkiem. To co tu się dzieje można z powodzeniem określić mianem „horror death metal”. Zagrać w ten sposób, zachowując przy tym taką różnorodność to wielka sztuka. Muzyka Autopsy opiera się na zwolnieniach i skrupulatnym karczowaniu waszej psychiki.  Jest trochę niepozornej rytmiki ale na ogół pokiwujemy łepetyną w transowy rytm „tum tu di dum” (hehe). Co ciekawe, tenże nastrój przypomina żywo początkowe dokonania Slayer. Trudno się jednak dziwić skoro jest to zespół, który powstał w podobnym czasie i cieszy fakt, że nadal kultywuje starą szkołę. W dodatku, otrzymujemy charakterystyczne dla tamtych lat (koniec ’80), solowe wprowadzenia. Nie wspominając już o brudnym ale doskonale selektywnym, basie. Gitary budują specyficzne melodie. Nie męczą i z całą pewnością nie spoczywają na laurach. Otóż nazwa Autopsy zobowiązuje a Panowie wywiązują się z niej doskonale. Już dawno nie bawiłem się tak dobrze podczas tak wielu sesji z jednym krążkiem, death metalowym. Niby powrót do korzeni ale bez maniery jacy to jesteśmy „true”. Prawdziwy przekaz w doskonałym wydaniu… Polecam! Ps. 11-minutowy „Sadistic Gratification” łamie kark!

9/10

Hand of Darkness
Dirty Gore Whore
Always About to Die
Macabre Eternal
Deliver Me from Sanity
Seeds of the Doomed
Bridge of Bones
Born Undead
Sewn Into One
Bludgeoned and Brained
Sadistic Gratification
Spill My Blood

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *