Recenzja: Unfathomable Ruination – Misshapen Congenital Entropy

Unfathomable Ruination - Misshapen Congenital EntropyUNFATHOMABLE RUINATION

Misshapen Congenital Entropy (2012)

Wielka Brytania, Sevared Records, Brutal Death Metal

Blast, kick, breakdown, blast roll czyli koko dżambo i do przodu. To zdaje się być dewizą tych Brytyjczyków. Może i Panowie nie serwują nam najbardziej wysublimowanych patternów i blastyfikacji ale z pewnością, wybitnie cieszą uszy. Jest to coś więcej niż solidny brutal death. Bardzo często zaskakuje wyjątkowo melodyjnymi solówkami, które dysponują bardzo miłym, szerokim brzmieniem. Do tego należy dołączyć niewątpliwy smaczek pod postacią basowych wtrąceń i przerywników, które brzmią dość technicznie. Wiele miejsca poświęcono tu na celebrację rytmiki w tle. Brzmi to czasem dość hardcore’owo ale na ogół czuć tu ducha lat minionych. Może nie jest to old-school ale czyni tą muzykę wyważoną i daje wytchnienie. Częste zabawy tremolo i soniczne „wcinki” żywo przypominają Cannibal Corpse i sądzę, że ciężko zaprzeczyć, że Unfathomable Ruination żywo czerpie z wyżej wymienionych. Może o tym świadczyć także brzmienie i rozłożenie sił perkusji oraz ciężarny, niski growl.

Mimo tych podobieństw nie uważam, że zespół jest jakimś wiernym naśladowcą. Mają swoje, charakterystyczne elementy, które dobrze się sprzedają w tego typu muzyce. Mowa np. o wspomnianych na wstępie breakdown’ach. Jest ich dokładnie kilka ale czuć je całym ciałem. Kop jest potężny i z reguły niesie za sobą totalną anihilację. Mimo to, „Misshapen Congenital Entropy” to muzyka inteligentna czyli taka, jaką lubię najbardziej. Nie ma przesady i silenia się na jakieś niezrozumiałe perwersje. Jest death metal wysokiej próby, zagrany czasem bardzo minimalistycznie ale brzmi przez to wyjątkowo prawdziwie. Nie jest wtórny i nużący a trwa prawie 40 minut. To bardzo rozsądna dawka, tak napisanej muzyki. Tym bardziej, że nie ma zbyt wielu powtórzeń i drążenia jednego tematu. Zespół raźno prze do przodu a masywne brzmienie potwierdza chęć zdominowania człowieka. Debiut Brytyjczyków to przyjemna pozycja w rzeczonym gatunku. Dobrze wróży na przyszłość i potwierdza talent do pisania wściekłej muzyki a na deser smaczny i rzadko spotykany cover Death – Vacant Planets. Ładny akcent na koniec ciężkiego dnia.

8/10

Preface to the Forlorn Spectrum
Pantheonic Synchroscheme
Carved Inherent Delusion
Extinction Algorithm in Procession
Monochrome Obedience
Consequential Failure
Futile Colossus Decapitated
Anti-Genesis
Edges of Disfigured Atrocity
Vacant Planets (Death cover)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *