Relacja: Eastern Death Infernal Tour 2011

EASTERN DEATH INFERNAL TOUR 2011

DEMONICAL
VOLTURYON
SLYTRACT
CONQUEST ICON

29.10.2011 Warszawa, Klub Progresja

Eastern Death Infernal Tour 2011Na ten koncert trafiłem rzutem na taśmę ale cieszy mnie to bardzo bo mogłem zobaczyć naprawdę konkretną sztukę. Nie popsuły jej nawet duże problemy z nagłośnieniem ale po kolei.

Najsampierw trzeba napomknąć, że koncert obsunął się w czasie niczym z urwiska o równą godzinę. Nie miało to specjalnego uzasadnienia ale tak się po prostu stało. Szczęśliwie, że jak już kolejni Panowie zaczęli zbierać żniwo – nie było  większych przestojów i wszystko poszło sprawnie. Jako pierwszy, atak przypuścił Conquest Icon. Utwory takie jak “Flesh Harvest” czy nowy “My Horrid Throne” to koncertowe potwory także można było poczuć rock’n’rolla w lędźwiach. Niestety bolączką ich występu jak i każdego kolejnego było brzmienie. W tym wypadku intensywna perkusja zdominowała resztę instrumentów i czasem ciężko było się doszukać gitar i basu. Pierdolnięcie było na pewno konkretne ale nie zawsze z powodu brutalności muzyki a samego dźwięku. Mam nadzieję na powtórkę w bardziej sprzyjających warunkach, wkrótce.

Po stosunkowo krótkiej przerwie, na scenie pojawił się węgierski Slytract. Tak jak i ciężko coś im zarzucić tak też ciężko za coś pochwalić. Panowie grają sztampowy, melodyjny death metal wzorując się na szwedzkiej szkole dm. Koncertowo może się sprawdzać ponieważ wpada w ucho. Mieli kilka ciekawych przejść i melodii. Taka młodzieżowa, nowoczesna muzyka. Przeleciało bez większego echa aby zrobić miejsce dla Szwedów z Volturyon. Paradoksalnie, bardziej po szwedzku zagrali ich poprzednicy. Ci panowie zmietli mnie z powierzchni ziemi. Charyzmatyczny świńsko-charczący wokal skosił konkurencję aż miło. Alexander skakał, machał łbem jak szalony i żartował z publicznością. Jak się okazało włada biegle językiem polskim w zakresie rzucania toastem “na zdrowie”. Panowie grają chwytliwy death metal. Trochę techniczny, trochę grindujący a ponad wszystko, emanujący nadludzkim pokładem energii. Co ważniejsze, podczas występu Volturyon, po raz pierwszy tego wieczora zdołałem usłyszeć (ale tylko kątem ucha) gitary. Było to miłe zaskoczenie po tak docześnie zjebanym nagłośnieniu. Chłopaki przelecieli niczym sraczka przez jelita i zostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Potwierdziło się ono podczas rozmów z kapelą po koncercie. Alexander (wokalista) to skromny gość z poczuciem humoru.

Przyszła i pora aby legendarny skład Demonical zniszczył zebranych w Progresji. Tak zaiste się stało ponieważ noc usłana została kwiecistym, old-schoolowym nakurwem. Wiele złego w dobrym tego słowa znaczeniu mógłbym powiedzieć o występie Szwedów ale deprymujący fakt brzmienia powrócił niczym pieprzony bumerang. Było zdecydowanie za głośno tak na perkusji jak i na wokalu, który próbował wyrzynać się z tła niczym piła tarczowa ale przez to stał się niemalże zupełnie niezrozumiały. Mimo wszystko, kapela wykazywała się dużym entuzjazmem a i przyjęcie od publiki miała nie najgorsze. Zważając, że na sali pewnie nie było nawet pięćdziesięciu luda to jakkolwiek się starali potwierdzić kultowy poziom Demonical. Widda nie był gorszy i żartobliwie zagadywał do swych wyznawców także kontakt został nawiązany i podtrzymany do końca koncertu.

Do tej pory wydawało mi się, że mimo wszystko, death metal nie jest specjalnie niszową muzyką w naszym kraju. Patrząc jednak na nieustannie podupadającą frekwencję na koncertach mniej znanych kapel, zaczynam wątpić w support muzyki ekstremalnej w naszym kraju. Czasem warto się ruszyć z domu aby okazać wsparcie kapelom, które nie zarabiają kokosów na graniu metalu a robią to z czystej i nieprzymuszonej chęci szerzenia ekstremy. Mimo brzmieniowych niedociągnięć, koncert zaliczam do udanych. W końcu nic nie zapewnia takich wrażeń jak muzyka grana na żywo i jest to świetny sposób na poznawanie nowych kapel.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *